Przyjrzałam się dokładniej nowemu. Był dobrze zbudowany i cholernie wysoki. Albo po prostu odnosiłam takie wrażenie przez to, że sama byłam mikrusem. Przez swoją dość ciemną karnację i brązowe oczy przypominał nieco Hiszpana, co w Wielkiej Brytanii nie było częstym widokiem. Założyłam ręce na piersi, taksując krytycznym wzrokiem zarówno chłopaka, jak i jego konia. Krępy quarter zdecydowanie nie był zadowolony faktem, że ktoś na nim siedzi.
- Chcieć nie chcę, ale skoro nie wiesz, co i jak, to mogę ci poświęcić chwilę - odparłam od niechcenia, opierając się o najwyższą belkę w ogrodzeniu. - Jestem Amelia - dodałam.
Stety niestety, z kontynuacji rozmowy nic nie wyszło, ponieważ wierzchowiec Damiena znów zaczął wariować. Rzuciłam szybkie "znajdź mnie, kiedy skończycie" i nie czekając na odpowiedź, ruszyłam do stajni. W planach miałam bowiem generalne porządki w szafce i długą kąpiel dla Kit Kata, który ostatnimi czasy z każdego padokowania wracał obklejony błotem.
Swoje kroki skierowałam więc do siodlarni, by tam zaszyć się przy metalowej skrytce. Przed otworzeniem jej, wzięłam głęboki oddech, szykując się w myślach na to, że gdy tylko uchylę drzwiczki, zostanę zasypana smaczkami, sprzętem do czyszczenia, częściami rzędu i zapasowymi ciuchami. W takich właśnie chwilach zastanawiałam się, jakby to było zmienić swoje nawyki i nagle stać się porządnym człowiekiem. Niestety, na tak diametralną zmianę nie było nawet najmniejszych szans. Godząc się z własnym losem, odblokowałam kłódkę, przekręciłam zasuwkę i... Tak, jak się spodziewałam - uderzyła we mnie tona rzeczy.
Westchnęłam ciężko, siadając na podłodze i mozolnie zaczynając zbierać porozrzucany ekwipunek. Segregowałam wszystko, a przynajmniej starałam się to robić, układając i wieszając kolejne przedmioty na coraz to wyższych półkach i wieszakach, a co poniektóre wrzucając bezpośrednio do kosza. Wewnątrz szafki znalazłam dosłownie wszystko. Zgrzebła, paski od wytoków i ogłowi, nieużywane od dawna ostrogi, całe mnóstwo końskich przysmaków i, o zgrozo, nawet niedojedzoną sałatkę sprzed kilku dni.
Chyba naprawdę potrzebowałam paru zmian w życiu.
Generalne porządki zakończyłam po niemal czterdziestu minutach ciągłej męczarni z przekładaniem wszystkiego z miejsca na miejsce. Od siedzenia po turecku nogi zdążyły mi ścierpnąć, a plecy rozboleć jak rzadko kiedy, przez co wstając, aż zaklęłam pod nosem. Marzyłam już o powrocie do domu, gorącej kąpieli i ciepłym łóżku, jednak bądź co bądź, zobowiązałam się oprowadzić nowego, więc nie zamierzałam wystawiać go do wiatru.
Zerknęłam na zegarek, by zorientować się, ile jeszcze czasu zostało mi do kolejnego busa. Była dwunasta osiemnaście, więc miałam dokładnie półtorej godziny na załatwienie wszystkiego i dojście na przystanek.
Licząc w głowie co ile mi zajmie, chwyciłam kantar Kit Kata i skierowałam się prosto do jego boksu, by po chwili wyprowadzić wałacha na myjkę. Przywiązałam uwiąz do metalowej belki, po czym odkręciłam wodę i powoli zabrałam się za opłukiwanie ubłoconych nóg gniadosza. Naprawdę nie wiedziałam, co w niego ostatnio wstąpiło. Nasza współpraca zaczęła się dobre sześć lat wcześniej i nigdy nie zdarzało się, by wracał do stajni tak upaprany. Swego czasu zauważałam w tym nawet niezłą ironię - fleja trafiła na konia pedanta. Niestety, wszystko wskazywało na to, że powoli dziedziczył po mnie coraz to nowsze cechy.
- Znalazłem cię - usłyszałam za sobą i aż podskoczyłam w miejscu, przez przypadek oblewając pysk Kit Kata, swoją koszulkę i spodnie chłopaka, który wytrącił mnie z zamyślenia.
- Nie strasz mnie tak! - warknęłam, głaszcząc po chrapach nadal zaskoczonego moją nagłą reakcją wałacha. - Nie zachodzi się mnie od tyłu. To elementarna zasada.
- Wybacz - mruknął, posyłając mi przepraszający uśmiech. - Mówiłaś, żebym przyszedł, kiedy skończę, więc oto jestem - dodał z niespotykanym entuzjazmem. Świetnie, najwyraźniej znów trafiłam na zbyt pozytywnego pana.
- Daj mi chwilę, opłukam tylko grzbiet i jestem wolna - westchnęłam ciężko. I tak oto plan porządnej kąpieli Kit Kata poszedł się jebać. - Może idź w tym czasie się przebierz, co? - zaproponowałam, raz jeszcze zerkając na jego przemoczone spodnie.
- No więc, po kolei - zaczęłam, gdy odstawiłam konia do boksu, zmieniłam koszulkę (której wyjątkowo nie musiałam szukać po całej szafce) i wróciłam do lekko zniecierpliwionego chłopaka. - Po lewej toalety, po prawej paszarnia. Zgniatarka do owsa jest na zewnątrz, obok silosów, ale wątpię, żebyś musiał z niej korzystać, stajenni karmią konie, musisz tylko zawiesić rozpiskę na boksie konia. Siano i słoma są na poddaszu. Po prawej mamy siodlarnię. Jeśli chcesz, pod oknem jest jeszcze parę wolnych szafek. Najpierw jednak radzę załatwić sobie porządną kłódkę, bo niektóre ze stajennych gwiazd nie rozumieją pojęcia prywatności. Po lewej stronie korytarza stoją konie rekreacyjne, po prawej prywatne. Myjkę mamy z tyłu, co zresztą zdążyłeś już zauważyć, a solarium, niestety, chwilowo nie czynne, jest przy wejściu na halę. Właśnie, co do hali, radzę zamawiać godziny ze sporym wyprzedzeniem, bo niektórzy mają tendencję do wpieprzania się tam, gdzie ich nie chcą. Nie ma za to problemu, jeśli chodzi o ujeżdżalnie. Z racji tego, że są aż cztery, dla każdego znajdzie się miejsce. - Wzięłam głębszy oddech, chwilę myśląc nad tym, co jeszcze mogłabym powiedzieć. - Budynek obok jest w całości przeznaczony dla pensjonariuszy. Coś w rodzaju wspólnego salonu, ale raczej rzadko z niego korzystamy. Na górze są dostępne pokoje, więc w razie potrzeby można zostać na noc i... W zasadzie to tyle. Jakieś pytania?
Damien? Co Ty na ten monolog?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz