Lało. Dosłownie tak, jakby ktoś tam na górze wylewał na ziemię wiadra pełne lodowatej wody. Cóż, przynajmniej miałam pewność, że ten stan nie będzie trwać wiecznie. Niebawem ulewa zmieni się w kapuśniaczek. Korzystając z potwornej pogody postanowiłam przejść się z Asem na mały spacer. On rozprostuje nogi przed jazdą, a przy okazji poćwiczymy chodzenie, kto wie, może dziś obejdzie się bez szamotania. Prowadzenie go było istnym koszmarem. Wpakowałam do kieszeni przygotowane wcześniej marchewki. Te wystawały nieco, ale tutaj nie było to dziwnym widokiem.
Koń oddychał spokojnie. Nie przejawiał żadnych oznak niepokoju. Odwrócił łeb w moją stronę i trącił mnie nim delikatnie. Domagał się pieszczot. Podniosłam doń dłoń i przeczesałam jego grzywkę. Poklepałam go po szyi i pogładziłam po chrapach.
Cantus lupus satura luna corpus nudus domina - nucąc doskonale znaną mi melodię obserwowałam korony drzew poddające się wpływom wiatru. Bujne korony poruszały się tak, jak dyktował im to ruch powietrza. Szeleściły przy tym niemiłosiernie.
Co więc ja robiłam nie tak? Przeniosłam mętny wzrok na wierzchowca pasącego się przed ogrodzeniem. Delikatny deszcz wcale nie przeszkadzał wałachowi w obżeraniu się w najlepsze. Zmarszczyłam brwi patrząc na muskularne stworzenie. Nasz kontakt był... dobry. Początkowo treningi zaczynały się naprawdę obiecująco. As ma potencjał, niezaprzeczalnie. Wiedziałam o tym już na naszym pierwszym spotkaniu, kiedy to aż rwał się do pracy, siedząc pod sztywnym fagasem. Blokowany przez źle dobrane wędzidło i masę zbytecznych pomocy. Pamiętam go do dziś zdystansowanego, koślawo stawiającego nogi. Zdecydowałam się właśnie na niego, głównie przez to. Chciałam pokazać coś sobie i jemu. Udowodnić, że droga na skróty, to żadna droga. I nie zmarnować takiego konia.
Zapowiadało się naprawdę dobrze. Kier trafił do mnie trzy lata temu, był młody, miał pięć lat. Ja od dawna bawiłam się w ujeżdżenie, on natomiast, temperamenty, potrzebował czegoś więcej. Tak pokierował moje myśli w stronę krossa. Treningi były ciężkie, tęskniłam za typowymi pingwinimi sztuczkami. Nie byłam skupiona, co znacząco odbijało się na zaangażowaniu Asa. Wtedy trenerka podsunęła nam pomysł z WKKW.
To było to. Oczywiście, nie można być najlepszym we wszystkim, a jednak Kier dawał radę. Prócz ponadprzeciętnej potęgi skoku, okazał się być moim dotychczasowym najlepszym koniem ujeżdżeniowym. Doprawdy, dawno nie miałam do czynienia z tak pojętnym i pełnym elegancji zwierzakiem. Przez bardzo długi czas staraliśmy się wypracować wytrzymałość, z którą wałach miał początkowo problemy. Prędkością mógłby konkurować z niejednym koniem wyścigowym, ale nie o to nam głównie chodziło. As z chuchra stopniowo zmieniał się w idealnie wyrzeźbionego konia. Jazdy na nim kręciły się dookoła długich terenów pokonywanych równym tempem.
Wyciągnęłam papierosa z kieszeni. Podpaliłam go i zaciągnęłam się. Nie układało nam się, nie wiedziałam po której stronie leży wina. Od paru miesięcy wydawało mi się, że skacze, żeby skakać, a odpowiednie zebranie go zajmowało pół treningu. Tylko by żarł.
Dotąd spokojny, Kier podniósł głowę i zastrzygł uszami. Spojrzałam za nim w tym samym kierunku. Kierunku jakiejś dziewczyny prowadzącej konia z padoku. Z tej odległości ciężko mi było stwierdzić kto to, o ile w ogóle ją znałam. Za to kojarzyłam beczkę drepczącą za personą w błocie. Para zmierzała w naszą stronę, wstałam, żeby upewnić się czy mój gnuśny kolega jest odpowiednio przywiązany do ogrodzenia. Z takim nigdy nie wiadomo, co strzeli mu do głowy.
- Cześć - słyszałam już po chwili. Uprzejmość ponad wszystko. Uraczyłam ją krótkim spojrzeniem, sprawdzając czy ją znam. Na pewno. Widziałam ją tu wiele razy, z resztą, ciężko zapomnieć taką twarz. Uśmiechnęłam się grzecznie.
- Hej.
- Mokniecie tak tutaj bezsensu? - zapytała, poprawiając kaptur na głowie. Westchnęłam, dogaszając papierosa butem. Czemu ona sobie to robi?
- Trochę chyba tak - odpowiadam. Miałam zamiar już się zbierać, w końcu chciałam jeszcze pojeździć, a robiło się coraz później. Nigdzie mi się nie śpieszyło, to inna sprawa. Problemy ludzi bez innych zajęć i życia towarzyskiego. - A wy? Już po lekkim zmoknięciu?
Planowałam wybrać się z Asem na przejażdżkę po pobliskim lesie. Aktualnie jesteśmy w trakcie opracowywania nowych tras. Odnajdowania nowych ścieżek, tereny z nami niekoniecznie muszą być przyjemne. Są raczej długie i męczące. Tak słyszałam od tych, co to się zdecydowali. Sama tak nie uważałam. Widocznie kwestia gustu, nic więcej.
Eden?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz