- Mówiłeś, że rzucisz palenie – mówi moja mama z niezbyt zadowoloną miną. Odwracam się szybko w jej stronę i uśmiecham się pod nosem.
- Mówiłem, że spróbuję… Próbowałem, nie wyszło – odpowiadam jej spokojnie po czym ruszam do stajni.
To właśnie dzisiaj opuszczam wraz z Antharis moje rodzinne miasto. Nie umiem skupić swoich myśli. Cały czas mam obawy, że podjąłem złą decyzję. Może powinienem zostać tutaj i spróbować ułożyć swoje życie na nowo. Nie chcę zostawiać mojej rodziny, wiem jacy potrafią być nadopiekuńczy, a mój wyjazd wcale im nie ułatwi życia.
- Cześć piękna – mówię z uśmiechem dotykając pyska mojej klaczy. – Czas ruszać – dodaję po czym zakładam jej na pysk kantar. Samo jej wejście do przyczepy nie zajmuje więcej niż 3 minut, natomiast spakowanie całego sprzętu trwa dosłownie wieczność.
Omiatam swoim spojrzeniem stajnie. To właśnie tutaj wszystko się zaczęło. Część mnie naprawdę nie chce zostawiać tego miejsca, aczkolwiek wiem, że nie mogę wiecznie tkwić w tym samym.
***
- No to jesteśmy na miejscu – mruczę pod nosem po czym wysiadam ze swojego samochodu. Za sobą słyszę mocne stukanie kopyt. Przyczepa musiała już dojechać. Automatycznie idę w jej kierunku. W milczeniu wyprowadzam Antharis na zewnątrz i spojrzeniem szukam stajni.
***
- Przepraszam, gdzie mogę ulokować mojego konia? – pytam jakiejś dziewczyny, która przechodzi przez stajnie. Zatrzymuje się przy mnie i ogląda się dookoła.
- O tam – wskazuje na wolny boks pośrodku stajni.
- Dziękuję – odpowiadam automatycznie, po czym szybko ją mijam widząc reakcję mojego konia. Antharis nie toleruje dziewczyn, każdego gatunku… Wprowadzam ją szybko do boksu, po czym udaję się aby rozpakować resztę moich rzeczy.
Teren akademii jest naprawdę przepiękny. Powietrze wydaje się być niezwykle lekkie i świeże, a same budynki sprawiają wrażenie planu filmowego. Biorę głęboki oddech. Zaczynam nowy rozdział w swoim życiu. Mam nadzieję, że to miejsce ułatwi mi ucieczkę prze moją przeszłością.
- Do zobaczenia niedługo – mówię z lekkim uśmiechem. Moja mama ściska mnie po raz setny, a w jej oczach widnieją słone łzy. Nie umiem zachować się w takiej sytuacji, więc tylko stoję i staram się wyglądać na skruszonego. Tata zamyka mnie w niedźwiedzim uścisku po czym obydwoje wsiadają do samochodu. Macham im na pożegnanie, a następnie czekam aż ich samochód zniknie mi z pola widzenia.
Udaję się powolnym krokiem w kierunku padoku. Po drodze wyciągam ostatniego papierosa. Będę musiał poszukać jakiegoś sklepu, jednak aktualnie nie mam w ogóle siły.
- Tutaj nie można palić – słyszę jakiś głos w momencie, kiedy wyciągam zapalniczkę.
- Od każdej reguły są jakieś odstępstwa – odpowiadam odwracając głowę. Widzę przed sobą drobną brunetkę. – Jestem tutaj nowy, więc może dostanę jakąś małą ulgę – pytam z uśmiechem. Brunetka patrzy na mnie z lekkim grymasem.
- Thomas – mówię, po czym wyciągam rękę w kierunku dziewczyny.
Heather?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz