+

Archiwum

Etykiety

Aleksandra (2) Alexandra (2) Allijay (2) Amelia (11) Ashley (9) Ashton (2) Aspen (6) Astrid (2) Aviana (1) Carmen (7) Carter (2) Cole (7) Cruz (1) Damien (2) Daniel (16) Delfina (2) Dezydery (1) Eden (3) Eleonora (2) Elizabeth (2) Gabrielle (3) Giselle (2) Gwen (3) Harry (3) Heather (6) Igor (1) Iris (1) Jack (2) Jean (1) Josephine (2) Leo (2) Liam (1) Luke (1) Maxine (3) Naomi (1) Naomi Sullivan (1) Nowa postać (50) Olivier (2) Raven (1) Rebeca (1) Skylar (1) Sophie (2) Steven (1) Thomas (2) William (1)

Popularne posty

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Aleksandra. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Aleksandra. Pokaż wszystkie posty

Od Aleksandry CD. Leo

Brak komentarzy:
Pożegnałam się z chłopakiem wracając na chwilę do Terenis. Pogłaskałam ją po miękkim nosie zamykając na chwile oczy. Wzdychając głośno, pocałowałam klacz w nos i wyszłam ze stajni. Przeszłam przez parking i doszłam do przystanku autobusowego wyciągając telefon i odczytując wiadomość od Kacpra. Uśmiechnęłam się chowając z powrotem do kieszeni. Po pięciu minutach przyjechał autobus. Pięć przystanków dalej wysiadłam i idąc wzdłuż jakiejś ulicy dotarłam do domu. Weszłam do domu ściągając buty.
- Wróciłam! – Krzyknęłam idąc do góry gdzie znajdowały się trzy pokoje. Przed jednym z nich stały moje walizki. Weszłam do niego, a przy biurku siedział Kacper. Popatrzyłam na niego nie rozumiejąc o co tu właściwie chodzi. 
- Twój pokój jest wyżej. Mieliśmy dwa do wyboru więc wybrałem ten z racji iż przyjechałem pierwszy.- uśmiechnął się. 
- Widzę, że już się rozgościłeś. – mruknęłam wychodząc. Popatrzyłam na zakurzone schody prowadzące wyżej. Nie zważając na to weszłam do niewielkiego pomieszczenia w którym w sumie nie było wiele mebli. Pokój znajdował się na poddaszu więc ściany i cała reszta była drewniane. Naprzeciw schodów znajdowało się pół okrągłe okno z szerokim parapetem. Po jego prawej stronie stało jednoosobowe drewniane łóżko. Naprzeciw niego niewielka szafa z lustrem. Obok szafy stał zwykły drewniany stół robiący za biurko, natomiast w kącie stała dość spora drewniana skrzynia. Wszystko to było przykryte jakąś folią i warstwą kurzu. Popatrzyłam na to wiedząc iż czeka mnie dość sporo roboty… Po paru godzinach wszystko było czyste i nigdzie nie było nawet grama kurzu. W oknie wisiały białe firanki, pod sufitem były podwieszone lampki a obok biurka wisiały dwa wieszaki z lonżą i kantarem sznurkowym. Na parapecie leżały trzy kolorowe poduszki, nad biurkiem wisiała półka z książkami natomiast nad łóżkiem wisiały ramki ze zdjęciami. W szafie i skrzyni znalazły swoje miejsce każda z moich każda z moich rzeczy. Zmęczona i padnięta zeszłam piętro niżej wbijając do pokoju Kacpra. 
- Jak tam twój pokój? – zaśmiał się. 
- Chodź, sam zobacz. – uśmiechnęłam się niegrzecznie. Chłopak ruszył w stronę mojego pokoju i jak tylko wszedł na górę stanął jak wryty. 
- Zamknij buzie bo ci mucha wleci. - zaśmiałam się klepiąc go po plecach. – Obczaj co znalazłam. 
Podeszłam do kartonowego pudełka leżącego na środku pomieszczenia i wyciągnęłam z niego struj i łyżwy do łyżwiarstwa figurowego, deskorolkę, wrotki, sukienkę i parę innych drobiazgów. 
- Myślisz że to cioci, albo mamy? – zapytałam. 
- Chyba tak… Ale one już tego nie używają, więc w sumie teraz jest twoje. 
- Dobra. – uśmiechnęłam się zamykając pudełko. Kacper opuścił pokój a ja walnęłam się na łużko i momentalnie zasnęłam…
Obudził mnie głośny dźwięk budzika oznajmiający iż trzeba by iść do szkoły. Leniwie zwlokłam się z łóżka ubierając się. Wzięłam plecak i ruszyłam w stronę schodów.Wyszłam z domu i razem z Kacprem ruszyliśmy w stronę szkoły… Po zajęciach podeszłam do jednego z uczniów i zapytałam się gdzie jest szkółka jazdy na deskorolce. Gdy uzyskałam potrzebną mi informację ruszyłam w tamtą stronę. W sumie nie było to jakoś specjalnie daleko. Weszłam do budynku gdzie wisiał szyld szkółki. Weszłam do środka wpadając na jakiegoś chłopaka. Upadłam na ziemię. Uniosłam wzrok a moim oczom ukazał się Leo. Wstałam z ziemi i uśmiechnęłam się lekko. 

Leo?

Od Aleksandry

Brak komentarzy:
- Sandra to dziś! - pierwsze zdanie, które usłyszałam dziś rano. Przeciągnęłam się leniwie przecierając oczy. Jeszcze nie do końca przytomny wzrok skierowałam na ucieszonego Kacpra stojącego przy walizkach. 
- Co dziś? O co chodzi? - zapytałam nie do końca wiedząc, czym od się tak cieszy. Chłopak popatrzył na mnie z politowaniem tak jakbym była jakąś chorą umysłowo, po czym wybuchł śmiechem. 
- O co ci chodzi? - zapytałam po raz drugi, podchodząc do prawie pustej szafy. 
- Nie pamiętasz? Wyjeżdżamy do cioci, do Little Amwell! - krzyknął.
- A no tak. - uśmiechnęłam się po czym ruszyłam do łazienki. Tam na szybko się ogarnęłam i zeszłam na dół, gdzie czekali już na nas rodzice. 
- Idę jeszcze do Terenis. - krzyknęłam wybierając z domu. Jako, że stajnia w której mieszkała klacz była całkiem niedaleko, pięć minut później byłam już na miejscu. Wybiegłam do stajni podchodząc do klaczy. Ta wesoło zastrzygła uszami i cicho parsknęła. Pogłaskałam ją po pysku, otwierając drzwi boksu i wprowadzając na zewnątrz. Wiedząc iż czeka ją długą podróż mama wcześniej dała jej jakieś zioła na uspokojenie, które powoli zaczynały działać. Ruszyłam w stronę miejsca gdzie miała stać przyczepa, którą będzie podróżować. Wprowadziłam do niej klacz, po czym poszłam zobaczyć czy nie zapomniałam niczego ze sprzętu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, jednak nic mojego już tu nie było. Nagle usłyszałam dźwięk klaksonu oznajmiający mi iż mam się pośpieszyć. Wybiegłam ze stajni wsiadając do samochodu.
- Będziecie nas odwiedzać? - zapytała Patrycja z nadzieją w głosie. 
- Wy będziecie nas odwiedzać u cioci. - odpowiedziałam na jej pytanie. Po trzydziestu minutach staliśmy już na peronie czekając na nasz pociąg. Kiedy ten w końcu przyjechał, razem z Kacprem weszliśmy do niego zajmując miejsca w wolnym przedziale. 
- Pa! - krzyknęłam do rodziców i bliźniaczek machając do nich. Kiedy cała czwórka zniknęła mi z pola widzenia, usiadłam w wygodnym siedzeniu, patrząc na siedzącego naprzeciw Kacpra. 
- Jak myślisz jak tam będzie?
- Nie mam pojęcia. - powiedziałam, zakładając na uszy słuchawki by odciągnąć się od świata. Przez chwilę wpatrywałam się w drzewa które aktualnie minęliśmy, po czym zasnęłam... 
- Olka, wstawaj, jesteśmy. - trącił mnie Kacper wychodząc z przedziału. Otwarłam oczy rozglądając się i badając sytuację. Staliśmy na peronie. Wysiadłam z pociągu i dołączyłam do brata. Ten sprawdzał coś na telefonie.
- Ciocia będzie na nas czekać przed stacją. - stwierdził chowając komórkę. Oboje ruszyliśmy do wyjścia. Jak tylko opuściliśmy stacje naszym oczom ukazała się przyczepa z Tarenis, a obok niej stała kobieta średniego wzrostu o krótkich prostych kasztanowych włosach. Rozmawiała właśnie z jakimś mężczyzną. Podeszliśmy do nich wsłuchując się w rozmowę.
- Dobrze zawiozę ja tam. - powiedział mężczyzna chcąc wsiąść do samochodu. 
- Nie trzeba, przejadę się po okolicy i poznam teren. - uśmiechnęłam się chcąc wyprowadzić klacz. - weźmiecie moje rzeczy? - zwróciłam się do Kacpra i ciotki. Oboje pokiwali głowami a ja wyprowadziłam nieco podenerwowaną już Terenis. Wskoczyłam na nią ruszając w nieznaną mi stronę. 
- Wrócę na kolację! - krzyknęłam. Popędziłam klacz przechodząc do galopu. Jako że jechałam bez żadnego sprzętu wszelkie polecenia musiałam wydawać za pomocą łydek, co w sumie nie było jakoś specjalnie trudne. Wjechałyśmy w las spokojnie poznając teren. Mniej więcej tak minęła mi reszta dnia. Późnym popołudniem postanowiłam rozejrzeć się po stajni. Jednak był jeden problem, otóż nie wiedziałam gdzie ta się znajduje. Jednak tu z pomocą przyszedł mi jakiś ktoś na koniu. Postanowiłam podjechać do ktosia i najzwyczajniej w świecie zapytać się gdzie znajduje się stajnia...

Ktosiu?


Szablon dostosowany do przeglądarki internetowej Google Chrome. ©Agata | WS | x x.