Pik, pik, pik. To pierwszy dźwięk, który słyszę rano. Otworzyłam oczy i zaspana wstałam z łóżka. Popatrzyłam na zegarek-7.00. Ubrałam się, ogarnęłam swoje włosy i zeszłam schodami na dół. Zobaczyłam rodziców szykujących się do pracy w pośpiechu. Jak zwykle. Zgarnęłam z blatu batona zbożowego i wyszłam z domu. Rodzice nigdy mnie nie podwozili do stajni, gdyż "nie mieli na to czasu". Tia. Zdążyłam akurat na mój autobus. Zajęłam wolne miejsce, założyłam słuchawki na uszy i odcięłam się od całego świata, słuchając mojej ulubionej muzyki. Po około 10 minutach byłam na miejscu. Przystanek był dokładnie naprzeciwko stajni. Wystarczyło przejść ulicę. Dzisiaj o dziwo dzień zapowiadał się na... całkiem słoneczny. Wbiegłam do stajni i wzrokiem odnalazłam boks Nomiko. Klacz z niecierpliwością czekała na mnie. Pogłaskałam ją po pysku i wtedy ktoś wszedł do stajni. Jakiś chłopak. Nie zwracałam na niego większej uwagi. Osiodłałam Nomiko i postanowiłam, że wybierzemy się na małą przejażdżkę. Była dzisiaj bardzo spokojna i dała mi się prowadzić. Świeże, leśne powietrze naprawdę dobrze mi robi. W pewnym momencie jednak skończyło się to co przyjemne. Klacz postanowiła położyć się w błocie po dzisiejszym, porannym deszczu i ani śniła wstawać. Dopiero po pół godziny udało mi się ją przekonać do wrócenia do stajni. Westchnęłam, gdy zobaczyłam, że jest cała brudna. Umyłam ją i zaprowadziłam do boksu. Pogłaskałam ją. Ktoś wtedy wszedł do stajni. Odwróciłam głowę i napotkałam wzrok chłopaka.
Jakiś chłopak?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz