Niedawno ojciec kupił nam mieszkanie w Amwell. Uznał, że źle nam robi gwar miasta i coraz bardziej myślimy o śmierci matki. Gdyby tylko jemu zmarła matka po 10 latach życia... Tak mało o niej wiedziałam. Po przyjeździe wściekle trzasnęłam drzwiami mojego nowego pokoju i płakałam w poduszkę. Po godzinie Jace postanowił przekazać mi informację o tym że Hesperos już jest w stajni i warto by było żebym się nim zajęła. Szybko się przebrałam i pobiegłam na przystanek autobusowy. Jace musiał jechać do klinki więc nie mógł mnie zawieźć, a Kyle już nie raz zostawał sam z Nitą, czyli naszą kotką Syjamską. Po półgodzinnym opóźnieniu autobus raczył się zjawić. Chwilę potem biegłam przez wspaniałe i zadbane, budynki stajni. Dość szybko odnalazłam boks podpisany imieniem mojego wałacha.
- Hej mały - powiedziałam łagodnie i pogłaskałam go po pysku.
Zarżał przyjaźnie i wlepił we mnie te swoje wielkie, czarne oczy. Postanowiłam zrobić rozeznanie terenu i poszłam do siodlarni. Nawet nie było tak ciężko ją znaleźć. Osiodłałam Hesperosa z lekką frustracją patrząc jak wypuszcza powietrze.
- Hesperos! Przestań - zawołałam do niego na co tylko potrząsnął grzywą.
***
Wyprowadziłam go na dziedziniec i wsiadłam na jego grzbiet. Ruszyłam wolnym kłusem ku drzewom. Przez kilka godzin błąkałam się pomiędzy drzewami aż stwierdziłam że nie znam drogi powrotnej.
-Wiesz gdzie jechać? - skierowałam pytanie do konia na co on prychnął.
-Rozumiem że nie - mruknęłam i pojechałam dalej.
Po jakiejś godzinie trafiłam na chłopaka jadącego na ślicznej kasztance. Przyjrzałam mu się i stwierdziłam że na pewno zna drogę do stajni.
-Hej. Jestem Aviana. Znasz może drogę do stajni? Jestem nowa i chyba nieco zabłądziliśmy... Z Hesperosem - uśmiechnęłam się na ostatnie słowa.
-Ja jestem Cole. Właśnie miałem wracać, więc możesz jechać ze mną - odparł chłopak z szelmowskim uśmiechem.
***
- Dziękuję. Inaczej pewnie bym musiała spać w lesie - zaśmiałam się.
Chłopak pokiwał głową i także się zaśmiał. Wieczorem wróciłam do domu. Wykąpałam się i przebrałam w moją ukochaną piżamę, pikachu. Ułożyłam się na łóżku i zaczęłam czytać "Zaklinacza koni". Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam.
***
Rano obudził mnie Kyle, zbiegając po schodach. Zerknęłam na zegar. 8 rano. Westchnęłam i po ubraniu się zeszłam na śniadanie.
***
W stajni panował niesamowity gwar. Każdy z właścicieli jakiegoś z koni postanowił akurat dzisiaj sie nim zająć. Westchnęłam i zabrałam się do czyszczenia kopyt Hesperosa. Dzisiaj pójdę z nim tylko na lonżę. Wyprowadziłam go z boksu i odszukałam lonżownik. Był tam Cole. Ćwiczył z Vidą. Kiedy skończył posłałam mu lekki uśmiech. Podszedł do bramki.
- Chcesz z nią poćwiczyć? - zapytał.
- Tak. Nie ma co jechać w teren bo wszyscy inni to pewnie zrobią - odparłam.
Cole kiwnął głową i wyprowadził klacz.
<Cole?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz