Z trudem przychodziło mi przyznawanie racji komukolwiek, ale w tym przypadku musiałam. Daniel ewidentnie miał rację, że nie ma sensu wsiadać na Danse Macabre z tak popsutym humorem. Ale teren na jakimś rekreancie to już co innego.
- Bo to jest podłe. - odpowiedziałam z uśmiechem. Ostatnio mam jakieś dziwne huśtawki nastrojów, zupełnie jakbym była bipolarna - Mimo wszystko kradzież kucyków brzmi nieźle. - dodałam po chwili. Ostatnio robię tak duże przerwy między wypowiedziami, że wcale nie zdziwiłabym się, gdyby ktoś mnie wziął za człowieka, który ma coś z głową.
- No to co, teren? - zapytał Daniel, szczerząc się do mnie. Podoba mi się ten jego optymizm, ja też chcę tak potrafić.
- Tak, teren. Zamawiam Oficera. - powiedziałam, w tym momencie zachowując się jak małe dziecko, które zaklepuje ulubioną zabawkę, by przypadkiem ktoś jej nie zabrał.
- Z twoim wzrostem równie dobrze mogłabyś dosiąść Solidera. - zażartował Daniel. Parsknęłam śmiechem.
Oczami wyobraźni widziałam siebie na tym szetlandzie, który w kłębie ma niewiele ponad metr. Konik ten ma chyba jakiś kompleks Napoleona, bo braki we wzroście nadrabia charakterem. W sumie kiedyś chciałabym spróbować na nim pojeździć. Chyba za niedługo się skuszę na taki eksperyment, bo dlaczego nie? Jednak dzisiaj chcę spróbować jazdy na Oficerze.
- Wnioskuje, że chciałbyś to zobaczyć, co? - powiedziałam udawanym oskarżycielskim tonem.
- Bardzo. - rzucił sarkastycznie - Marzę o tym.
Uśmiechnęłam się tylko i wyminęłam Daniela, biorąc uwiąz i udając się na padok po Oficera. Kiedy tylko wyszłam na zewnątrz zimne powietrze uderzyło mnie w twarz, ale z ulgą zauważyłam, że się przejaśnia. Czyli wreszcie można odpocząć od deszczu. Podeszłam do ogrodzenia i zacmokałam głośno, ale większość koni olała moją obecność całkowicie. Odnalazłam wzrokiem gniadego i podeszłam do niego. Podpięłam uwiąz do kantara i już po chwili wracałam z nim do stajni. Wałach skorzystał z okazji i wytaplał się w kałużach powstałych po wczorajszym deszczu, dlatego jego ciemna sierść była posklejana błotem. Dawno nie widziałam tak ubrudzonego zwierzęcia.
- Co, przyjacielu? - odezwałam się do niego łagodnie, gładząc go po szyi.
Po powrocie do stajni zgarnęłam tych dwóch chłopców, po których nadal nikt się nie zjawił i zaproponowałam, by pomogli mi czyścić konia. Może Daniel miał rację, że nie powinnam się nimi teraz przejmować, bo nie odpowiadam za nich, ale i tak boję się, że coś sobie zrobią. Może jestem przeczulona na tym punkcie, przez to, że mam braci...
Przy czyszczeniu Oficer stał wyjątkowo grzecznie, a może tylko mi się tak wydawało, bo jestem przyzwyczajona do wojen z Mac? Przynajmniej chłopcy się na chwilę czymś zajęli, no i przy okazji trochę mnie wyręczyli. Znaczy, tylko ten starszy, bo ile mógł pomóc trzylatek? Mimo wszystko czyszczenie poszło sprawnie i było przyjemne, co dla mnie było bardzo miłą odmianą. Gniadosz nawet nogi podawał grzecznie, co za anioł. Pogładziłam go po chrapach.
- Ale z ciebie aniołek... - szepnęłam do wałacha, a straszy z chłopców patrzył na mnie jak na wariatkę. - Nauczyć cię jak go osiodłać? - zapytałam chłopca, starając sobie przypomnieć jak miał na imię, a, choć to może wydawać się naprawdę bardzo dziwne, głupio mi było go o to zapytać.
- Będę mógł sam? - zapytał dzieciak. Ależ on się palił do roboty, lubię go.
- Jasne. - odparłam z uśmiechem.
Krótko opowiedziałam co i jak ma zrobić, a później pozwoliłam, żeby spróbował. Z siodłem poradził sobie całkiem dobrze jak na pierwszy raz. Oczywiście popręg był przeszkodą, ale nie tylko dla niego, bo i dla mnie. Jak widać nie tylko Danse Macabre ma w zwyczaju nadymać się jak balon, podczas siodłania. Oficer zrobił dokładnie to samo co ona. Z ogłowiem musiałam jednak pomóc, bo chłopiec kompletnie pogubił się, tłumacząc, że "to ma za dużo pasków". Mimowolnie się roześmiałam, wspominając mój komentarz, który rzuciłam podczas pierwszego kiełznania i który był praktycznie identyczny, z tym, że zasugerowałam jeszcze, iż koń się w tym zgubi.
I w tym momencie drzwi tajni otworzyły się z hukiem, a stanęła w nich moja zguba: zaginiona super-mama. Wysoka brunetka ubrana w elegancką marynarkę, garsonkę, czy cokolwiek to jest i jakkolwiek się nazywa, równie eleganckie spodnie oraz szpilki tak wysokie, że można sobie w nich połamać nogi. Z trudem powstrzymałam wybuch śmiechu, bo taki widok w stajni wydał mi się okropnie zabawny. Jakby ta pani była tutaj wklejona. Podeszła żwawym (na tyle, na ile to było możliwe w jej butach) krokiem do boksu Oficera, ciskając we mnie i w wałacha piorunami z oczu. Tylko nie wiem co jej ten biedny koń zawinił.
- Dlaczego moje dziecko pracuje przy zwierzętach?! - w jej głosie słychać było taki jad, że niejedna żmija mogłaby go pozazdrościć. W sumie to myślałam, że właśnie z tym wiąże się jeździectwo, widać myliłam się. - Płacę pani za naukę JAZDY.
Tylko nie bądź niemiła, nie bądź niemiła, powtarzałam sobie. Moja cierpliwość też ma pewne granice, a właśnie w tym momencie irytacja, która narastała we mnie od rana osiągnęła punkt krytyczny.
Uśmiechnęłam się najbardziej szczerze, jak tylko potrafiłam, opierając się o drzwi boksu. Kobieta wyglądała na nieco zbitą z pantałyku.
- W sumie... następnym razem będzie czyścił boksy, obiecuję. - odezwałam się spokojnie, kładąc jedną rękę na sercu, a drugą unosząc - Należy się 30 funtów. - dodałam, posyłając wściekłej kobiecie promienny uśmiech.
Jej mina kiedy wyciągnęła z torebki portfel i mi zapłaciła była bezcenna. Aż miałam ochotę zrobić jej zdjęcie i, gdyby nie brak telefonu, pewnie trudno byłoby mi się powstrzymać. Mimo zaistniałej sytuacji ulżyło mi, kiedy zabrała dzieci i wyszła. Może jestem jakaś dziwna, a moje poczucie humoru tragiczne, ale strasznie mnie to wszystko bawiło. I nawet nie przejęłam się zbytnio tym, że, najprawdopodobniej, straciłam klienta.
Wyprowadziłam przed stajnię Oficera, nadal w świetnym humorze. Daniel wraz z Lady już na nas czekał. Chłopak wyglądał na nieco podirytowanego. Chyba nawet wiem czym.
- Dłużej się nie dało? - zapytał z przekąsem, a ja odczułam coś w rodzaju wewnętrznego triumfu, bo zgadłam. Choć w tym momencie nie wiedziałam czy żartuje czy też nie, nie przejęłam się za bardzo.
- Och, najmocniej przepraszam. - odparłam ze śmiechem, kłaniając się lekko. Naprawdę ta kobieta mnie bawi. Chyba humor utrzyma mi się do jutra. - Wydaję mi się jednak, że mogłam przyjść jeszcze później.
Wsadziłam stopę w strzemię i sprawnie dosiadłam kuca. Przeżyłam niemały szok, kiedy okazało się, iż nie muszę od razu go powstrzymywać, bo ten grzecznie stoi. Chyba za bardzo przyzwyczaiłam się do Mac i jej humorków. Drugim zaskoczeniem było siodło, które nijak nie przypominało wyścigowego. Dołożyłam łydkę, a Oficer od razu ruszył przed siebie dość energicznym stępem, co również mnie zaskoczyło, bo kiedy jeżdżą na nim dzieci wlecze się tak, jakby spał. Widać dziś rozpiera go energia, wyjątkowo. Jakby na potwierdzenie wałach wystrzelił z zadu dwa razy, a ja zaczęłam się śmiać jak powalona, z lekkim trudem utrzymując się w siodle.
- Co cię tak bawi? - zapytał Daniel, doganiając mnie.
Spojrzałam w jego stronę. Na Lady wyglądał dość zabawnie, jakby był odrobinę za duży. Kiedyś widziałam sporo ponad czterdziestoletnią kobietę, która dosiadała hucuła. Widok był porównywalny. Tylko, że ona sobie z tym konikiem nie radziła, po pięciu minutach spadła, wprost do kałuży.
- To głupie, ale chyba właśnie straciłam klientkę. - przyznałam się bez bicia. Bo i po co miałabym to przed nim ukrywać? I tak jego rodzice pewnie się dowiedzą, bo raczej wpłynie na mnie skarga... kolejna...
Daniel? Jakieś takie nijakie, następnym razem postaram się bardziej.
Jakie nijakie? No co ty, laska, jest super 8)
OdpowiedzUsuń