Nieco się zdziwiłam, gdy Daniel zasugerował mi, że wstawi się za mną u swoich rodziców. I trochę mnie to wystraszyło. Nie chciałam, żeby ktokolwiek zawracał sobie głowę moją osobą, tym bardziej, że jemu również mogło się za to oberwać. A ja bardzo nie lubię mieć u kogoś długów. Najgorsze jednak było to, że nie byłam do końca pewna czy on tak tylko żartował, czy mówił serio. Miałam jednak nadzieję, iż to tylko żart.
Jechaliśmy w ciszy, no oczywiście nie licząc śpiewu ptaków osiadłych na pobliskich drzewach. Przez wczorajszy deszcz ziemia znacznie rozmiękła, dlatego nie słychać był zwykłego stukotu kopyt o ubite podłoże, a raczej jakieś dziwne mlaśnięcia, kiedy tylko któreś z kopyt Oficera lub Lady odrywało się od podłoża. Wsłuchiwałam się chwilę w ten dźwięk. Teren był dość grząski, ale może warto wypróbować te koniki w wyścigach? Nic nie powinno się im stać, w końcu to nie prawdziwy wyścig.
- Spróbuj mnie wyprzedzić! - krzyknęłam, popędzając Oficera do galopu i podnosząc sie do półsiadu.
Już po chwili mknęliśmy po ścieżce zostawiając daleko za sobą, nieco zdezorientowanego, Daniela. Wcale się mu nie dziwię, sama byłabym zaskoczona, gdyby podczas przejażdżki ktoś mi nagle wystrzelił z taką chorą propozycją. Chłopak dopiero po chwili popędził kasztankę i w sumie tyle go widziałam, bo Oficer okazał się całkiem niezłym wyścigowcem - kilka chwil później zniknęliśmy za zakrętem. Nie spodziewałam się tego po wałachu. Zawsze wydawał mi się być nieco ospały i leniwy, a jedynym w co wkładał serce były próby wymigania się od dalszej pracy.
Gdyby nie toczek pewnie czułabym teraz wiatr we włosach, a tak czułam go tylko na twarzy. Ale i tak jazda na tym niepozornym koniku była świetna. Czułam przyjemny dreszczyk adrenaliny, mimo iż to nie był wyścig. Czułam narastającą w sobie euforię, jak za każdym razem kiedy się ścigam. Jedyna różnica polegała na tym, że on galopował na prawą nogę, a nie jak prawdziwe konie wyścigowe, które robiły to na lewą. Ot, takie ich skrzywienie zawodowe.
Kiedy dotarłam nad jezioro powoli przeszłam do stępa, by dać odsapnąć Oficerowi. Pogładziłam go po szyi. Całkiem fajny rumaczek z niego.
I właśnie w tej chwili przypomniałam sobie, że nie ma za mną Daniela, no cóż, trzeba będzie poczekać. Stępem przemierzaliśmy brzeg jeziora w tę i z powrotem. Dlaczego nie ma jeszcze Daniela? Przecież chyba nie zostawiłam go tak daleko za sobą... Spojrzałam w dół i z przykrością stwierdziłam, że ja i Oficer jesteśmy cali ubabrani błotem. Czyli dzikie galopy po lesie nie były jednak tak dobrym pomysłem, jak wydawało mi się na początku. No cóż, bywa... Tak, czy inaczej nie żałuję. Zawróciłam konia, spoglądając na wodę w jeziorze. Tafla stalowoszarej cieczy falowała pod wpływem lekkiego wiatru. Pewnie jest lodowata.
- A może by tak... - mruczałam do siebie, ponownie zawracając konia.
Na szczęście Oficer nie bał się wody. Posłusznie wykonał moje polecenie i powoli zaczął wchodzić do jeziora. Miałam rację, woda była cholernie zimna, ale Ameryki to jednak nie odkryłam. Sama w życiu nie weszłabym do jakiegokolwiek zbiornika z wodą, prócz wanny, rzecz jasna. Za bardzo bym się bała, nie mam zbyt dobrych wspomnień z tym związanych, a strach pogłębiał fakt, że kompletnie nie umiem pływać. Ale z Oficerem to co innego, jakoś nie czułam przy nim lęku. Kiedy już weszliśmy dosyć głęboko do wody, dostrzegłam jakiś dziwny ruch między krzewami. Byłam pewna, że to nie jakieś leśne zwierzę, a koń. Lady rozpoznałabym wszędzie. Dużo czasu z nią spędzam i pamiętam, że kiedy prowadziłam w Amwell pierwszą lekcję to właśnie ta klacz zrzuciła swojego jeźdźca. Tym właśnie sposobem nieodwracalnie wbiła mi się w pamięć i tak łatwo jej nie opuści.
- Daniel! - krzyknęłam, by zwrócić uwagę chłopaka, który po chwili zaszczycił moją osobę swoją obecnością.
Galopem wyjechał spomiędzy drzew, a później płynnie przeszedł do stępa i spojrzał na mnie jak na wariatkę. Co najmniej...
- Serio chcesz się kąpać w taki chłód? - zapytał, ponownie obdarzając mnie tym samym spojrzeniem co przed chwilą. Wydawało mi się, że zaraz pokręci głową z niedowierzaniem, ale zamiast tego uśmiechnął się tylko.
Zanurzyłam się już w wodzie tak, że sięgała mi do pasa. Powoli zaczęłam się trząść z zimna, ale wcale nie chciałam wychodzić. Podobało mi się to. Masochistka, przemknęło mi przez myśl.
- A ty nie? - spytałam z udawanym niedowierzaniem, odwzajemniając uśmiech.
Daniel pokręcił tylko głową, co z niewiadomych nikomu przyczyn rozbawiło mnie i odpowiedział.
- Wiesz, jakoś nie bardzo. - zaśmiał się. - Wychodzisz?
Westchnęłam tylko pod nosem, a później wyprowadziłam Oficera z wody, chwaląc go cały czas. Zatrzymałam się tuż obok Daniela, kiedy wałach postanowił machnąć ogonem, ochlapując przy okazji chłopaka kropelkami wody. Parsknęłam śmiechem.
- On chyba też coś do ciebie ma. - oznajmiłam, wspominając dziewczyny, które Daniela, lekko mówiąc, nie lubią. Zastanawiam się tylko dlaczego, to raczej niemożliwe, żeby zalazł im wszystkim za skórę, a z tego co widzę jest całkiem w porządku.
- Ewidentnie. - odparł Daniel, ocierając twarz z niezbyt czystej wody. - I jak, podobał ci się wyścig? - wyczułam w jego głosie nutkę pewnego rodzaju kpiny. Może to żart?
- Bardzo. - uśmiechnęłam się. - Swoją drogą nie spodziewałam się, że z Oficera taki błociarz.
Dołożyłam łydkę i wyminęłam stępem Lady z Danielem na grzbiecie. Po chwili chłopak znów się ze mną zrównał.
- Taki kto? - zapytał, lekko mnie wyprzedzając. Zupełnie tak, jakby chciał mnie sprowokować do dalszego wyścigu, ale nie byłam pewna czy robi to celowo.
A no tak, zapomniałam, że nie każdy siedzi w wyścigach konnych. Często zdarza mi się to w domu, kiedy mówię do trojaczków o czymś związanym właśnie z tym sportem. Tylko Jay, jako mój młodszy brat, z którym mam najlepsze relacje, jeszcze łapie niektóre określenia, ale Tonny i Luke... Szkoda nawet gadać.
- Błociarz to taki koń, który najlepiej sprawdza się na grząskim terenie. - wyjaśniłam. - Przepraszam, czasem posługuję się wyścigowym żargonem i przez to często ciężko mnie zrozumieć.
- Normalnie też ciężko jest cię zrozumieć. - zażartował Daniel. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo to jednak prawda.
Zatrzymałam się, pozwalając by chłopak mnie wyprzedził, jednak on również stanął, kilka metrów przede mną.
- Chyba się nie obraziłaś, co? - zapytał z dość niepewną miną.
Spojrzałam na niego. W pierwszej chwili nie zrozumiałam o co mu chodzi, uświadamiając sobie to dopiero po kilku długich sekundach.
- Niby o co? - burknęłam w odpowiedzi, mimowolnie unosząc kąciki warg - Przecież to prawda. - nie schodząc z siodła poprawiłam popręg. - Chciałam tylko to poprawić. - wskazałam ręką na bliżej nieokreśloną część brzucha konia.
Chłopak wzruszył tylko ramionami i ruszył dalej, zostawiając mnie w tyle. Jednak nie na długo, bo zaraz zrównałam się z nim.
Dawno nie byłam tak zrelaksowana jak teraz, jadąc sobie spokojnie stępem przez las i praktycznie leżąc na szyi kuca, co jakiś czas go po niej klepiąc. Jednak dobrze, że zgodziłam się na ten teren. Kiedy jeżdżę na Mac trochę bardziej się męczę, będąc zmuszoną do tych wszystkich niepotrzebnych przepychanek i innych małych wojen. Kocham ją, ale czasami wolałabym wrócić do przeszłości i podjąć inną decyzję. Zrealizować plan, który miałam ułożony praktycznie od początku mojej przygody z jeździectwem.
- Głupie półśrodki... - warknęłam pod nosem.
Daniel spojrzał na mnie, tak jakbym właśnie wyrwała go z jego własnych przemyśleń i zmierzył bardzo dziwnym spojrzeniem, którego nie potrafiłam rozszyfrować.
- Mówiłaś coś?- powiedział dość zachrypniętym głosem. Chyba wczorajszy trening w deszczu daje mu się we znaki.
- Nie. - odparłam. - Wiedziałeś, że też kiedyś skakałam? - gładko zmieniłam temat, zastanawiając się po co w ogóle mu to mówię.
Daniel? Ja się staram, naprawdę :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz