Przez tydzień zdążyłam się przyzwyczaić do towarzystwa Jack'a, który uznał że jestem idealna do tego by używać na mnie o wiele za dużo sarkazmu. Veron wróciła do zabawy lalkami Barbie, beze mnie. A reszta... Robi to co robiła. Ojciec biega do redakcji, a mama jeździ do tutejszego sądu oddalonego o 20 km na zachód.
Catarina jak obiecała, podarowała mi ślicznego białego szczeniaka husky z jednym okiem niebieskim a drugim brązowym. Nauczycielka hiszpańskiego z Amwell podsunęła mi pomysł na imię brzmiący "Primero" co oznacza liczebnik "pierwszy". Zaakceptowałam to imię dość szybko. Maureen pojechała do sklepu zoologicznego dziś rano by kupić posłanie, obrożę i tak dalej. Bezczynnie gapiłem się w sufit głaszcząc Primero. Za godzinę wyjdę do stajni. Możliwe że go ze sobą zabiorę, bo jest sobota i zamierzam dziś jedynie dać Liptona na karuzele. O 10 umówiłam się z Cat w kawiarni. Przed domem zaparkował samochód mamy. Primero ożywił się i szczękając zbiegł na dół.
***
Czekając na autobus przeglądałam nowe posty starych znajomych z Londynu. Husky podekscytowany machał ogonem i nie pozwalał mi się skupić. Nadjechał mój autobus i do niego wsiadłam.
***
Szybko ogarnęłam Liptona. Nie był szczególnie brudny. Primero grzecznie czekał uwiązany do słupka. Nie zwracał uwagi na prychnięcia większego zwierzęcia. Zaśmiałam się cicho. Postanowiłam że jednak pojadę z moim koniem na przejażdżkę nad jezioro. Przechodząc obok boksu Livii, delikatnie ją pogłaskałam. Klacz parsknęła zadowolona a ja ruszyłam dalej do siodlarni. Nagle drzwi się otworzyły a ja wpadłam na jakiegoś chłopaka. W tym tygodniu chyba mam do tego wyjątkowe szczęście...
Cole?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz