- Carmen. Carmen Treaty. Niedawno przywlokła mnie tu rodzina. - Niepewnie potrząsnęłam jego dłonią.
Zaskakujące jak ludzie zmieniają się, gdy tylko poznają... Carrot! Skończ już z tymi swoimi przemyśleniami godnymi filozofa! Przewróciłam oczami i przypatrzyłam się brunetowi.
- Miałam właśnie zamiar jechać z powrotem do domu. Obiecałam siostrze że pomogę jej się rozpakować. - Wymyśliłam na poczekaniu i wybiegłam ze stajni.
***
Veronica układała na półce lalki barbie. Skrupulatnie zginała im nogi i sadzała obok siebie. Nagle usłyszałam że ktoś wysłał mi powiadomienie na Facebook'u. Wyszłam z różowego pokoju siostry. Otworzyłam laptopa i sprawdziłam o co chodzi. Zaproszenie do znajomych wysłał mi jakiś Jack Hudson. Zaraz, zaraz... Przecież chłopak ze stajni przedstawił się jako Jack! Nerwowo przygryzłam wargę. Kliknęłam w "odrzuć". Do mojego pokoju wbiegła Ver.
- Carmen! Catarina do ciebie przyszła! - zawołała blondyneczka, tak do mnie podobna, po czym zaśmiała się i pobiegła z powrotem do siebie. Zamknęłam komputer i doszłam do drzwi a tam nie stała Cata. Stał tam nikt inny jak ten przeklęty Jack. Oczywiście opowiadałam Veronice o tym bo sama chciała. Chciała mnie przekonać, żebym zeszła bo gdybym usłyszała samą literę J po prostu zostałabym w pokoju.
- Czego chcesz? - warknęłam.
I uwolniła się zła Carmen.
Jack?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz