Spojrzałem na dziewczynę i jej młodego Huski'ego. No, nie mogę zaprzeczyć, był słodki, ale taka prawda, że każdy pies jako szczeniak jest słodki. Kashel jak zawsze nastawiony do wszystkiego i wszystkich po przyjacielsku. Tylko, że nie zawsze wszystko było dla niego przyjazne. Akurat młody pies dziewczyny był zaciekawiony większym od siebie towarzyszem.
Odłożyłem osprzęt konia niedaleko boksu.
Na jej odpowiedź tylko wzruszyłem ramionami. Husky dziewczyny znów szczeknął na Kashel'a i zamerdał ogonem.
- Nic nie zrobi. Jest do wszystkiego bardzo optymistycznie nastawiony. Czasem aż za bardzo - odparłem i otworzyłem drzwi do boksu Vidy. - Ma pięć lat, ale dalej zachowuje się jak szczeniak - odparłem obojętnie już z boksu konia i zapinając linkę do jej czarnego kantara. Carmen się zawahała, a potem powoli położyła szczeniaka na ziemi. Psy powąchała się przyjacielsko, a potem Husky zaczął warczeć i zachęcać owczarka do zabawy. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem widząc to. Odchrząknąłem pod nosem. Stałem w drzwiach boksu z Vidą, którą chciałem wyprowadzić. Carmen stała nam jednak na drodze. Szybko się odsunęła, a ja się uśmiechnąłem.
- Idziesz jeździć? - spytała obojętnym tonem, ale chyba dosłyszałem się nawet nutki zainteresowania w głosie.
- Owszem - odparłem po czym poprawiłem moje ciemne włosy, które opadły mi na oczy. - A ty? - spytałem.
Pokiwała tylko głową. Zastanawiałem się czy nie zaproponować jej wspólnej przejażdżki. Była to pierwsza osoba, którą poznałem w tej stadninie. Więc czemu nie?
Klacz stała spokojnie przy moim boku.
- Twój koń to...
- Lipton - odparła szybko.
Kiwnąłem głową. Spojrzałem w stronę wyjścia. Boks klaczy znajdował się właśnie niedaleko wyjścia. Ujrzałem wolne rozpinki. O tej porze nie było tu wielu jeźdźców. Wyminąłem dziewczynę po czym dodałem na odchodne:
- Jeśli chcesz możemy w teren jechać razem - odparłem prowadząc za sobą Vidę
Kashel ruszył natychmiast w ślad za nami. Młody pies dziewczyny pewnie był rozczarowany.
- Jeśli się zdecydujesz to za 20 minut przy ścieżce prowadzącej do lasu - dokończyłem i ruszyłem w stronę wolnych rozpinek.
Przypiąłem klacz i wróciłem po osprzęt do stajni. Carmen i jej towarzysza już nie było. Spojrzałem na siodło i ogłowie i uznałem, że jak wrócę muszę je porządnie wyczyścić. Vida stała spokojnie podczas gdy ja ją czyściłem, a potem siodłałem. Na koniec założyłem na głowę kask. Wsiadłem na konia i ruszyłem w stronę lasu.
<Carmen? To jak? Jedziesz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz