Dzwoni budzik. Szybko go wyłączyłem. Liam jęknął na swoim łóżku na drugim końcu pokoju.
- Nie możesz znaleźć sobie innego zajęcia? - marudził. - Takiego gdzie nie będziesz się z rana zrywał - zakończył i przewrócił się na drugi bok.
Zwlekłem się z łóżka i odburknąłem tylko bratu krótką odpowiedź. Podszedłem do szafy. Wziąłem białą koszulkę z kołnierzykiem, czarne bryczesy i poszedłem do łazienki pod prysznic. Przebrałem się w ciuchy do jazdy. Wszedłem z powrotem do pokoju. Liam jeszcze spał. Wziąłem telefon i poszedłem na dół. Harry był chyba u siebie w garażu, a matka robiła coś w kuchni.
- Zjem po drodze- powiedziałem posyłając jej łagodny uśmiech i biorąc dwa jabłka z kosza na blacie
Odwzajemniła gest i wróciła dalej do... Tego co tam robiła.
Wyszedłem z domu jedząc jedno z jabłek. Byłem zmuszony wejść do garażu po rower. Miałem cichą nadzieję, że minę się z Harry'm. Wszedłem. Żadnej żywej duszy. Uff. Wziąłem rower najciszej jak się dało i udałem się do wyjścia.
****
Gdy dotarłem na miejsce była dopiero dziesiąta. Nie spieszyło mi się. Odstawiłem rower na miejsce do tego wyznaczone i udałem się w stronę budynku stajni. Byłem tu od niedawna. Cała okolica była ładna. Stajnia jednak podobała mi się najbardziej. Był to ogromny budynek. Po przekroczeniu progu stajni poszedłem w stronę boksu Vidy. Klacz stała w kącie dosyć dużego boksu. Gdy stanąłem przed drzwiami do boksu podniosła łeb i postawiła uszy. Nawet wydała z siebie ciche rżenie. Uśmiechnąłem się pod nosem. Otworzyłem boks, przypiąłem linkę do kantara i wyprowadziłem ją. Postanowiłem zaprowadzić ja na pastwisko, a ja w tym czasie zmienię jej trociny. Jak postanowiłem tak zrobiłem.
****
Gdy boks był doprowadzony do porządku udałem się z powrotem na łąki, na których pasła się moja gniada klacz. Podbiegła bez zbędnych oporów i potarła głowę o moje ramię, gdy zapinałem jej linkę do uzdy. Zaśmiałem się cicho i pogładziłem jej białą gwiazdkę na pysku. Przed stajnią znalazłem wolne rozpinki. Przywiązałem klacz i poszedłem do siodlarni po jej osprzęt. Niedawno go czyściłem więc było w miarę czyste. Vida stała spokojnie. Klacz nie była brudna, więc wziąłem miękka szczotkę, aby wyczyścić jej gniadą sierść z kurzu. Potem wyczesałem jej gęstą grzywę i ogon. Oczyściłem kopyta z resztek zaschniętego błota. Nałożyłem na jej grzbiet białą podkładkę pod siodło, a na nią samo czarne, skórzane siodło. Następnie wziąłem czarne ogłowie. Klacz bez problemu przyjęła ode mnie wędzidło. Nałożyłem resztę ogłowia i przełożyłem wodze przez szyję konia. Zapiąłem kaska pod głową, wsiadłem na Vidę i ruszyłem przed siebie.
****
Byłem na ścieżce w lesie. Jechałem nią już nie raz. Bardzo ją lubiłem. Klacz się wyciszyła i jechaliśmy leniwym tempem.
Kilkanaście metrów dalej wyjechaliśmy na rozległą łąkę. Vida pociągnęła za wodze. Uniosła wyżej łeb i nastawiła uszy do przodu. Popędziłem klacz łydkami do kłusa, a potem do galopu. Klacz parła płynnie do przodu. Potem pozwoliłem się jej rozpędzić do cwału. Wiatr owiewał nas. Uwielbiałem takie momenty.
****
Po jeździe wpuściłem klacz do boksu. Nakryłem ją czarną, cienką derką. Dałem jej również jedno z jabłek, które zabrałem rano z domu. Klacz schrupała je ze smakiem. Wyszedłem z boksu, zamykając drzwi do niego za sobą i wziąłem osprzęt klaczy. Powędrowałem do siodlarni i odłożyłem go na miejsce. Wychodząc wpadłem na kogoś.
Ktosiu? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz