Odetchnąłem głęboko, wstając wcześnie rano. Rozejrzałem się uważnie po swoim pokoju, nasłuchując czy moja macocha dalej jest w domu.
Westchnąłem głośno, gdy do mojego pokoju wbiegła zapłakana moja młodsza siostrzyczka. A zaraz za nią moja macocha. Czyli jednak ten pasożyt dalej jest w tym domu.
- Jak śmiesz! - krzyknęła oburzona kobieta
Lizzy spojrzała na mnie przerażona, a ja przewróciłem oczami podnosząc się z łóżka.
- Przeszkadzam ci w czymś Ramona? - warknąłem
-Tak... twoja siostra... - zaczęła.
- Aa. Ale ty mi przeszkadzasz. Jesteś w moim pokoju, do którego nie masz prawa wstępu, więc albo wyjdziesz stąd grzecznie albo porozmawiamy inaczej - powiedziałem ostro
- Nie zrobisz mi nic - odpowiedziała wyniośle
- Chcesz to sprawdzić? - spytałem podejrzliwie
Macocha spojrzała na mnie oburzona i wyszła z mojego pokoju, trzaskając przy tym drzwiami.
Spojrzałem na swoją siostrzyczkę, przytulając ją do siebie. Zaraz jednak się zorientowałem, że coś trochę zaspałem. Ubrałem się szybko, a moja siostra czekała grzecznie w moim pokoju gdy ja byłem w łazience. Tak... mój pokój to był jedyny azyl w tym domu przed macochą. Bo chcąc nie chcąc, ale czasem się mnie bała.
Są plusy i minusy tego zachowania... Gdy już byłem gotowy, wróciłem do siostry i wyszliśmy jak najszybciej z domu. Ja oczywiście zabrałem jeszcze po drodze swoją torbę z rzeczami na stajnię.
- Nie zjadłeś śniadania - szepnęła Lizzy.
- Zjem na stajni - ucałowałem jej czoło i odprowadziłem pod szkołę.
Następnie pognałem jak najszybciej potrafiłem na autobus. Mój wuj miał się spotkać ze mną już na stajni. Odetchnąłem głęboko, gdy w ostatniej chwili wsiadłem do pojazdu i usiadłem na wolnym miejscu. Mogłem się chwilę zrelaksować i wyciągnąć zapasową kanapkę z torby.
Całe 20 minut miałem na zjedzenie swojego śniadania. Ale gdy tylko autobus zatrzymał się na odpowiednim przystanku, wyprułem z niego jak strzała. I akurat w tym momencie pod stajnię podjechał mój wuj z przyczepą. Uśmiechnąłem się rozradowany. Podbiegłem do przyczepy otwierając jej drzwi.
Topaz od razu zarżał, tupiąc w podłogę przyczepy. Był strasznie zniecierpliwiony całą tą podróżą. Postanowiłem więc, że chwilę go przegonię i na niego wsiądę. Musi się w końcu przyzwyczaić do nowego miejsca. Wpuściłem go na wolną ujeżdżalnie i przegoniłem go porządnie. Gdy jest wymęczony, mniej bryka. Więc w sumie lepiej też dla mnie.
Może i to był dziwny sposób na zapoznawanie się z terenem, ale jednak u niego bardzo działa. Taka terapia szokowa. Gdy się wybiegał przywiązałem go do przyczepy, ponieważ nie zorientowałem się jeszcze w boksach. Ale to miał sprawdzić mój wuj. Wyczyściłem mu jeszcze kopyta, ponieważ był w miarę czysty i osiodłałem. Na sam koniec standardowo użerałem się z założeniem mu wędzidła. Co w sumie trwało 10 minut?
Gdy już skończył wydziwiać, wprowadziłem go znów na ujeżdżalnię.
Wsiadłem na niego dość szybko i w tym momencie Topaz ruszył galopem przez całą ujeżdżalnię.
- Zwolnij go! - krzyknął wuj.
- Chyba wiem! Rozgrzeję go, a ty możesz sprawdzić boks? - spytałem.
On jedynie skinął głową i poszedł wszystko sprawdzić. Ja natomiast dalej galopowałem na Topazie. Nie chciał mi się skubaniec zatrzymać. Czyżbym za mało go prze lonżował? W pewnym momencie koń, zatrzymał się gwałtownie przed wejściem do ujeżdżalni. Dziękuję za to wygodne siodło westernowe. Gdy ogier zaczął napierać na bramkę. Pociągnąłem bardziej za wodzę, zmuszając go do wycofania się. Niezadowolony ogier, zaczął mi brykać. Westchnąłem ciężko, przypominając sobie że nie zabrałem palcata ze sobą. Tak! Ja muszę go jeszcze używać. Ale skoro jego nie mam to pozostała mi łydka. W końcu po 10 minutach udało mi się go zatrzymać. Dopiero wtedy dostrzegłem stojącą przy ujeżdżalni dziewczynę. Nieznajoma przyglądała mi się uważnie. A ja gdy tylko poluźniłem wodzę ogierowi, ten znów zerwał się do biegu. Będzie ciężko nauczyć go dobrze chodzić na łydki, nie używając przy tym praktycznie wodzy. Długa droga przed nami. Przytrzymałem po raz kolejny Topaza, który zatrzymał się dopiero przed dziewczyną.
- Nowy? - spytała
Przytaknąłem głową, a ogier wypuścił powietrze ze swoich chrap. Czyżby przypadła mu ta dziewczyna do gustu? Chociaż on miał słabości do dziewczyn, na ogół faceci mają u niego przegrane. Hmmm... to w sumie ciekawie co ja robię w tym siodle? I to właśnie na nim.
- Jestem Damien, a ty? - spytałem.
Dziewczyna chciała się odezwać, gdy mojemu kochanemu rumakowi znów odbiło. Stanął dęba, a potem jeszcze bryknął w najlepsze.
- Skończyłeś już brykać? - spytałem, klepiąc ogiera.
Zwróciłem znów swoją uwagę na dziewczynę, która dalej stała w tym samym miejscu.
- Jak skończę jeździć, będę wdzięczny, jakbyś miała chęć mnie oprowadzić tutaj. I... jak ci na imię?
Amelia? XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz