Jeszcze kilka sekund, a Ashley dosłownie zanurzyłaby się po czubek głowy w wodzie. Nie zdziwiłby mnie fakt, gdybym nazajutrz nie spotkał jej w stajni, a najpewniej byłoby to spowodowane rozkładającym ją przeziębieniem. Nie musiałem wchodzić do jeziora by wiedzieć, że woda jest lodowata i nie nadaje się do kąpieli, ale najwidoczniej Ashley wcale to nie przeszkadzało, bo jak gdyby nigdy nic ,,paradowała" z Oficerem aż do pasa w zimnym zbiorniku. W sumie, gdyby nie to, że czułem już skutek (jakim był lekki katar) mojego ostatniego deszczowego treningu, może i dołączyłbym do blondyny, ale mnie nie wolno przecież chorować. Trening ponad wszystko, jakby to powiedziała matka, a już niedługo wraca i wtedy mogę już tylko pomarzyć o takim terenie jak ten.
Ashley, już po chwili, wyprowadziła Oficera z wody i zrównała się krokiem z Lady. W kolejnych kilku sekundach gniady wałach zarzucił dumnie ogonem, opryskując mnie tym samym kilkoma kropelkami wody. Woda – tak jak się spodziewałem – faktycznie była lodowata.
Ashley parsknęła śmiechem
– On chyba też coś do ciebie ma – oznajmiła szczerząc się szeroko, a ja tylko przewróciłem w żarcie oczyma, by zakwestionować, że średnio obchodzą mnie wszystkie te osoby, które ewidentnie coś do mnie mają. Fakt faktem to raczej mała grupka, w dodatku są to przeważnie osoby, które po prostu mi zazdroszczą, bo to stajnia moich rodziców i – jakby nie patrzeć – mogę robić w niej, co chcę, ale zawsze.
– Ewidentnie – mruknąłem, ocierając twarz z niezbyt czystej wody. – I jak, podobał ci się wyścig? – zagaiłem, chcąc szybko zmienić ten niezbyt interesujący mnie temat. Puściłem w stronę Ashley znaczące spojrzenie, a w moim głosie zdało się wyczuć nutkę kpiny. Doścignąłbym ją, gdyby nie to, że wystartowała wcześniej, to oczywiste i każdy to wie. Ekhem.
Wymieniłem z Ashley jeszcze kilka zdań na temat wrażeń dotyczących ,,wyścigu". W sumie ciekawiło mnie, co takiego ekscytującego jest w wyścigach, że dziewczyna wybrała akurat tę dyscyplinę, ale pytanie to przemknęło tylko po mojej głowie, a ja już po chwili zapomniałem, by tak właściwie ją o to spytać. Może kiedyś.
– Wiedziałeś, że też kiedyś skakałam? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos dziewczyny. Cały czas stępowaliśmy żwawo przed siebie, a cel naszej wędrówki do tej pory pozostawał nam bliżej nieokreślony. Spojrzałem na nią, nieznacznie marszcząc czoło. Na moją twarz zagościł tajemniczy uśmiech, który nieco wytrącił Ashley z rytmu, a ona sama, kaszląc cicho, dodała: – No co? To takie dziwne?
– Nie no, skąd – powiedziałem. – Ja skaczę odkąd tylko ,,posadzili mnie na konia", w sumie nie miałem nawet większego wyboru. Matka od razu zarządziła, że podbiję parkury w przyszłości... Co, w sumie, się sprawdziło, ale nawet... nie spytała mnie o zdanie – mruknąłem, a w żołądku poczułem dziwny ścisk. Cholera, chyba jest pierwszą osobą, której tak otwarcie o tym powiedziałem. Gdzieś w środku poczułem lekki niepokój, przez który zamilkłem na chwilę, odwracając głowę od dziewczyny. Jeśli mam być szczery, nie miałem w zwyczaju dzielić się swoimi przemyśleniami z osobami, które znałem zaledwie kilka dni. W sumie, nawet z takimi, które znałem kilka lat. Szczerze? Zawsze w stajni udawałem, że wszystko jest okej, wredne odzywki względem matki miały przyćmić to, że tak naprawdę mam tego wszystkiego czasem dość. Miały oznajmiać wszystkim naokoło, że mam na to wszystko wylane.
Momentalnie spoważniałem i przygryzłem wargę. Przerwałem swoją wypowiedź i nie wiedziałem, czy dobrym pomysłem jest kontynuowanie jej. Miałem wrażenie, że chwila ta ciągnie się w nieskończoność, chwila, w której przez moją głowę przelatywały setki sprzecznych myśli. Czułem na sobie badawczy wzrok Ashley, czułem, że zaraz zapyta o coś, a ja nie wiedząc jak się wymigać, znów powiem za dużo i znów poczuję ten cholerny ścisk w żołądku.
– Lubię jeździć, ale mam jej cholernie za złe, że nie dała mi wyboru i już od dziecka ciągnęła do stajni. Ja jestem tylko sposobem na zrealizowanie jej chorych, niespełnionych marzeń i ambicji. Fajnie, co? – mruknąłem, czując narastającą wewnątrz mnie nienawiść. Po części trochę żałowałem, że w jakimś stopniu otwarłem się przed dziewczyną; Ba! Byłem niemal pewien, że nieco ją zaskoczyłem, bo pewnie nie tego spodziewała się po Danielu Herringu, wiecznie zadowolonym, wiecznie z kpiącym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy. Z drugiej strony nieco mi ulżyło, że w końcu mogłem komuś o tym powiedzieć. To nie tak, że nie lubiłem jeździć, z czasem i tak musiałem to zaakceptować (bo innego wyboru – tak czy siak – nie miałem...), ale... Kiedyś miałem też inne marzenia.
Przełknąłem niepewnie ślinę, spoglądając przez ułamek sekundy na dziewczynę. Zdawałem sobie sprawę z tego, że spierdoliłem wesołą atmosferę, która towarzyszyła nam przez cały teren. Że też zachciało mi się żalić i zawracać jej tym głowę.
– Mów... Mówiłaś, że też kiedyś skakałaś? – powiedziałem licząc, że jakimś cudem dziewczyna zamyśliła się i nie słyszała wszystkiego, co powiedziałem przed chwilą.
Ashley? Wyszło trochę krócej, sorki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz