Proste i zasadnicze pytanie - dlaczego poszłam do Squaw? Równie szybka i logiczna odpowiedź - nie lubię się denerwować, a tym bardziej przyglądać się, jak Melly ostrzy pazury na krtań młodego Herringa, toteż usunęłam się w bezpieczny, neutralny cień. Kiedy to moja droga Amelia rzucała pioruny w stronę towarzysza od siedmiu boleści, ja starałam się nie słuchać wymiany zdań między dwójką zdecydowanie nie pałających do siebie miłością znajomych i sprawdzałam, czy u mojej klaczy na pewno wszystko w porządku. Gdy po raz chyba piąty upewniłam się, czy Squaw oby na pewno ma dobrze wyczyszczone kopyta, usłyszałam zdenerwowane fuknięcie, zdecydowanie ze strony Amelii oraz odgłos ciężkich kroków, które bez wątpienia należały do Daniela. Podniosłam się z klęczek, sprawdzając, czy panna Whitehall na pewno została sama, po czym cmoknęłam swoją klacz w chrapy i wymaszerowałam z boksu.
Kiedy ponownie stanęłam przy przyjaciółce, zobaczyłam wściekłość w jej oczach, czemu specjalnie się nie dziwiłam. Kto jak kto, ale Daniel potrafił człowiekowi zaleźć za skórę. Wyszczerzyłam się zawadiacko i uniosłam jedną brew, jakbym taksowała kogoś wzrokiem.
- Fiu, fiu - odezwałam się, opierając się biodrem o ściankę działową. Melly wzdrygnęła się i obejrzała na mnie. - Lecą iskry - zadrwiłam, kręcąc głową, przez co do oczu wpadły mi jasnobrązowe strąki moich włosów.
- A niedługo poleje się krew - Melly dosłownie wywarczała odpowiedź, po czym wróciła do szczotkowania swojego wierzchowca. Parsknęłam pod nosem, zastanawiając się, jakim cudem ta moja, dobrze znana, słodka Melly widząc jednego mężczyznę, jest w stanie zmienić się w żądnego krwi potwora.
- Musisz mi podać dokładną datę - zadrwiłam. Brunetka spojrzała na mnie ze zdziwieniem, zaprzestając wyczesywania Kit Kata, na co ja wzruszyłam nonszalancko ramionami. - No co się tak na mnie gapisz? - fuknęłam, odbijając się biodrem od ściany i zaplatając ręce na piersi. - Muszę być przygotowana psychicznie na pomoc w morderstwie oraz całonocne poszukiwania miejsca na zwłoki. - Przerzuciłam gęste kudły na plecy. Melly w tym czasie zachichotała uroczo, jak to miała w zwyczaju, po czym wracając do szczotkowania wałacha, odpowiedziała:
- Chyba za dużo kryminałów, Heather.
Zaśmiałam się cicho na jej słowa, ponieważ znała mnie na tyle, że nie było dla niej nowością to, że lubiłam mroczne klimaty.
- Ale Melly, Kryminalne zagadki Miami to taki ciekawy serial! - wykrzyknęłam jak mało, rozpieszczony bachor, tupiąc przy tym, co zaskutkowało atakiem śmiechu u każdej z nas.
Sielanka nie trwała długo, ponieważ po chwili z boksu, parę rzędów dalej, dumnym krokiem wymaszerował Daniel, trzymając wodze swego wierzchowca.
- Skoro już w jakimś stopniu zeszłyśmy na rozpieszczone bachory, co mamy zrobić z jego ucieleśnieniem? - odezwałam się. Nie mam bladego pojęcia, jak się to stało, ale nagle cała radość ulotniła się z boksu Kit Kata, pozostawiając nas z widmem spędzenia całej godziny na jednej hali z Danielem Herringiem. Na jednym treningu. Cholera.
Melly?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz