Trzeci dzień w samochodzie dawał się we znaki wszystkim. Angel niechętnie wracał do przyczepy wiedząc, że spędzi tam znowu kilka godzin. Codziennie dziesięć godzin spędzaliśmy w podróży. Siedem w trasie, a trzy na drobne postoje. Żar sypiący się z nieba też zbytnio nie sprzyjał takim wyprawą.
- Może zrobimy kolejny postój? Angel powinien rozprostować nogi... zresztą ja też. - Mruknęłam patrząc na ciotkę, która nawet na chwile nie spuściła wzroku z jezdni.
- To nie będzie już potrzebne. - Stwierdziła wskazując na bramę, którą właśnie przejechałyśmy. Blondynka zanim zaparkowała wyprawiła mi jeszcze parę kazań.
- Parę dni temu podobno przyleciał twój sprzęt, więc wszystko powinno być już na miejscu. - Dodała, a ja w końcu wyszłam na zewnątrz. Zniecierpliwione rżenie i tupot kopyt od razu trafił do moich uszu.
- No idę, już idę. - Powiedziałam kierując swoje kroki do przyczepy. Odbezpieczyłam klapę i powoli opuściłam ją w dół.
- Witam ponownie Kochany. - Wałach spojrzał na mnie i tupnął nogą zirytowany.
- Nie martw się, zdążyłam przyzwyczaić się do twoich fochów. - Mruknęłam odwiązując linkę i powoli wyprowadzając trakena z przyczepy. Koń parsknął wesoło i zaczął chodzić wokół mnie.
- Ciotka będzie chciała się z tobą pożegnać. - Stwierdziłam kierując się w stronę krewnej z Angel'em. Blondynka przejęła uwiąz, a ja w tym czasie ruszyłam z walizkami do nowego pokoju. Zostawiłam rzeczy przy wolnym łóżku i wróciłam do ciotki.
- Dzwoń do mnie czasami. - Szepnęła tuląc mnie na pożegnanie.
- Będę...
- Rodzice byliby z ciebie dumni. - Stwierdziła, a w moich oczach zalśniły łzy. Kobieta wsiadła do samochodu i odjechała.
- Zostaliśmy sami. - Mruknęłam prowadząc konia w stronę stajni. Nagle na parking wpadło dwóch motocyklistów i czerwony pick-up. Wałach po długiej podróży nie był przygotowany na takie przyjęcie. Angel zaczął galopować wokół mnie na uwiązie, strzelać serie baranków i stawać dęba. Trzymałam kurczowo linkę, która bardzo obcierała moje dłonie. W pewnym momencie traken podstawił mi zad i ruszył do przodu galopem. Nie przygotowałam się na to i runęłam na żwirowy podjazd puszczając uwiąz. Wałach pognał w nieokreślonym kierunku, a ja podniosłam się z ziemi.
- K*rwa. - Zaklęłam cicho ruszając w ślad za nim.
- Wszystko w porządku? - Nieznajomy chłopak pojawił się obok mnie, a ja westchnęłam.
- Ta nic mi nie będzie. - Mruknęłam wypatrując wierzchowca. Po paru minutach znalazłam go galopującego wzdłuż ogrodzenia.
- Ciii.... już spokojnie. - Starałam się opanować emocje i uspokoić wałacha. W końcu koń zwolnił, a ja złapałam uwiąz. Zdjęłam szybko koszulę i zasłoniłam mu oczy. Angel uspokajał się powoli, a ja zaczęłam prowadzić go do stajni. Po przejściu przez praktycznie całą stajnie w oczy rzuciła mi się tabliczka ze zdjęciem trakena. Wprowadziłam go do odpowiedniego boksu i zdjęłam koszulę. Wałach prychnął zdenerwowany i zaczął kręcić się po boksie. Po kilkunastu minutach w dalszym ciągu stał spięty. Odłożyłam koszulę na bok i zaczęłam kreślić koła na jego grzbiecie. Po kwadransie stał z ugiętą tylną nogą i opadającymi powiekami. Opuściłam cicho boks i oparłam się o drzwiczki.
- Lepiej zacząć się nie mogło. - Mruknęłam zabierając koszulę i kierując się w stronę wyjścia.
- Niezły popis. Jeśli nie potrafisz utrzymać konia na uwiązie, to nie wiem czy długo tu zawitasz. -Odwróciłam się i zauważyłam chłopaka, którego wcześniej spotkałam.
- O mnie się nie martw, dam sobie radę. - Prychnęłam kierując się do siodlarni. W dość krótkim czasie wśród kilkudziesięciu siodeł odnalazłam swój rząd. Sprawdziłam czy wszystko jest na swoim miejscu i czy nie ma żadnych wad. Już miałam wychodzić, kiedy usłyszałam strzępek rozmowy.
- I jak ta nowa? - Damski głos rozbrzmiał na korytarzu.
- Jeżeli pierwsze wrażenie byłoby najważniejsze, byłaby już spalona. - Mruknął idąc chyba za kobietą.
- Daj jej trochę czasu. Trzy dni spędziła w samochodzie. - Kontynuowała.
- No i co z tego? - Zapytał zatrzymując się na chwile.
- Przejechała ponad dwa tysiące kilometrów w tym czasie. Ty ledwo usiedzisz godzinę w samochodzie.
- Aha, coś jeszcze? - Chłopak przewrócił oczami widocznie znudzony.
- Może byś ją oprowadził? - Zaproponowała, ale w zamian otrzymała prychnięcie.
- Śnisz. - Warknął wychodząc ze stajni. Skorzystałam z drugiego wyjścia i ruszyłam do swojego pokoju. Postanowiłam się rozpakować, co zajęło mi dwie godziny. Wreszcie w miarę zadowolona postanowiłam trochę pobiegać. Przebrałam się szybko, zawiązałam buty i ruszyłam w stronę lasu. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam MP3. Ruszyłam truchtem pomiędzy drzewami. Nie wiem ile czasu biegłam przed siebie, jednak zatrzymałam się w pewnym momencie nie wiedząc gdzie biec dalej. Westchnęłam skręcając w lewo. Powoli się ściemniało, przez co coraz trudniej było zauważyć coś przed nosem. Nagle poczułam jak z czymś się zderzam i upadam na ziemie. Spojrzałam do góry i zauważyłam, że tym "czymś" był chłopak, którego poznałam w stajni. Szatyn wyciągnął w moim kierunku dłoń...chwyciłam ją niepewnie, a nieznajomy podciągnął mnie do góry.
- Przepraszam... - Szepnął i zerknął na mnie.
- Nic się nie stało, to ja się zagapiłam. - Odparłam, a chłopak podrapał sie po karku.
- Chodziło mi o sytuację w stajni, byłem trochę niemiły. Przepraszam, po prostu mam zły dzień.-Wyjaśnił patrząc na mnie niepewnie.
- Każdemu może się zdarzyć. - Stwierdziłam wzruszając ramionami.
Daniel?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz