+

Archiwum

Etykiety

Aleksandra (2) Alexandra (2) Allijay (2) Amelia (11) Ashley (9) Ashton (2) Aspen (6) Astrid (2) Aviana (1) Carmen (7) Carter (2) Cole (7) Cruz (1) Damien (2) Daniel (16) Delfina (2) Dezydery (1) Eden (3) Eleonora (2) Elizabeth (2) Gabrielle (3) Giselle (2) Gwen (3) Harry (3) Heather (6) Igor (1) Iris (1) Jack (2) Jean (1) Josephine (2) Leo (2) Liam (1) Luke (1) Maxine (3) Naomi (1) Naomi Sullivan (1) Nowa postać (50) Olivier (2) Raven (1) Rebeca (1) Skylar (1) Sophie (2) Steven (1) Thomas (2) William (1)

Popularne posty

Od Allijay

Weekend. W końcu, po całym tygodniu harówki można odpocząć, po codziennym wstawianiu bladym świtem, można się wygrzać w łóżku co najmniej do południa, w końcu można się lenić
Chyba byłam właśnie w trakcie przekręcania się na drugi boczek, kiedy to do pokoju wszedł straszy facet i puścił mi disco polo tak głośno, że w ułamku sekundy doszły do mnie okrzyki sąsiadów: "kur*a kto słucha takiej beznadziejnej muzyki!". Starszy pan jednak nie przejmował się opinią innych i codziennie budził mnie w ten sposób, bo w końcu ten straszy to mój zabawny tata. 
- Wstawaj kotku - uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło, co tylko poprzedziło brutalne podciągnięcie rolet. Promienie słońca wybrały sobie na cel moją twarz, więc wybudzona i oślepiona byłam zmuszona wstać w rytmach disco polo - Dziwię się, że jeszcze ktoś mieszka obok nas - i wyjrzał przez okno spoglądając na kilka domków jednorodzinnych. - Córcia to dopiero muszą być fani disco polo!
- Tak tato, na pewno są wiernymi fanami, a przynajmniej nie mają wyjścia, muszą ich słuchać codziennie rano - zaśmiałam się. 
- Za piętnaście minut widzę cię na dole, bo inaczej użyję wzmacniaczy - puścił okno i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Zaśmiałam się pod nosem. Stopy wsunęłam w moje urocze, różowe, króliczkowe kapcie, przeciągnęłam się i rozpoczęłam najtrudniejszą część dnia - wybranie ubrań, a jako, że tatuś kocha niespodzianki i nigdy nie mówi mi co będziemy robić, to ja nigdy nie jestem odpowiednio ubrana. Dajmy na to, że wybudzona pewnego dnia okrzykiem, że jestem spóźniona odruchowo myślałam, że do szkoły, więc elegancka spódniczka, jakaś luźna bluzeczka, makijaż i dodatki. Zbiegam po schodach, na dole, już łapię swoje baleriny i wołam tatę, że musimy już iść. A ten w samych bokserkach staje przede mną zwijając się ze śmiechu i mówi mi, że to dziś jest pierwszy dzień wakacji, dzięki tato. 
Teraz już nie mam tego problemu bo jestem na studiach, a jak wiadomo my mamy wakacje nieco dłużej niż inni, więc postawiłam raczej na konie. Chwyciłam swoje ulubione, beżowe bryczesy, które nawiasem mówiąc dostałam od niego na urodziny, jakąś wygodną bluzkę w odpowiednim kolorze, a mówiąc odpowiedni kolor, mam na myśl taki, na którym nie będzie widać, że spociłam się jak gruba świnia. Wzięłam jeszcze stanik i majtki, ale ich wygląd pominę, nie musicie tego wiedzieć. Na szczęście nasz dom ma dwie łazienki: jedną na górze i jedną na dole, więc każde z nas korzysta ze swojej, dzięki czemu ja nigdy nie marudzę, że deska jest osikana, a tata nigdy nie czepia się kłaków w zlewie, co nie znaczy, że w łazienkach jest syf, znaczy się przynajmniej w mojej jest czysto. Czysta i pachnąca żwawym krokiem wróciłam do pokoju, chwyciłam parę skarpetek i wcisnęłam je na stopy. 
- Jestem gotowa! - krzyknęłam zeskakując z ostatniego stopnia
- To dobrze, chodź na śniadanie! - odkrzyknął mi.
Nasza kuchnia nie była duża, nie zmieścił się w niej stół, więc zawsze jemy w salonie, ale tak szczerze jedzenie przy ulubionych serialach nie jest w cale takie złe, tylko trzeba uważać, żeby nie ubrudzić białej kanapy, która jest dla taty niezwykle ważna, bo to na niej pierwszy raz pocałował mamę, więc jeśli się ubrudzi, winowajca skończy bez głowy. 
- Dziś specjalność szefa kuchni - powiedział i podał jedyne danie, którego nigdy nie spalił. - Gofry z sosem klonowym! 
- Pyszności - odparłam tuż po pierwszym gryzie. Przy tacie nigdy się nie krępowałam. W pewnym sensie stał się moim kumplem i druhem w każdej sytuacji, możemy razem żartować, rozmawiać i robić kawały innym ludziom, rzadko kiedy mi się obrywa, ale to też dlatego, że wiem gdzie są granice. 
- Więc kochanie - oho, powiedział to tym swoim tonem, to znaczy, że są problemy - Mam dla ciebie dwie wiadomości, dobrą i złą, którą chcesz usłyszeć najpierw?
Westchnęłam.
- Złą.
- Dobrze. No cóż, stajnia, w której jak dotąd jeździłaś postanowiła cię usunąć za pobicie tamtego chłopaka - pokręcił głową.
- Przecież wiesz, że to on zaczął - prychnęłam. Bo tak właśnie było. Ten chłopak od początku coś do mnie miał, był zazdrosny rozpowiadał plotki na mój temat i wyzywał, a kiedyś mu odpyskowałam i dostałam z liścia, no to wykorzystałam moje umiejętności bojowe i chłopak skończył ze złamanym nosem. Miałam pecha no i mój "kolega" okazał się bogatym bucem, więc skończyło się tylko na upomnieniu, DLA MNIE. 
- Wiem, wiem - Jestem świadoma, że tamtą sytuacją sprawiłam tacie przykrość i go rozczarowałam, ale nie dam sobą pomiatać. - To teraz ta dobra - wziął głęboki wdech. - Znalazłem jedyną stajnię, która postanowiła nie patrzeć na ten mały incydent, więc dziś zaczynasz z czystą kartą. Tylko proszę - spojrzał na mnie z błagalnym wzrokiem. - Nie wyślij nikogo do szpitala.
- Dziękuję - przytuliłam go. Po tamtym incydencie część stajni nie chciała mnie przyjąć w obawie, że chyba wszystkich pomorduję. - Kiedy tam pojedziemy?
- Teraz! Zbieraj się już, odbierzemy Q i ruszamy. 
Dla sprostowania Q to mój koń i tak dokładnie to nazywa się Calaquendi, ale wszelkie skróty dozwolone. Tymczasowo stał na farmie wujka. 
W skowronkach poszłam, a wręcz pobiegłam do samochodu i zajęłam miejsce obok kierowcy. Najpierw na farmę wujka, a później do stajni. Żeby umilić sobie drogę włożyłam słuchawki i puściłam swój ulubiony zespół. Na szczęście wuj mieszkał we wsi obok, więc droga nie zajęła nam nawet godziny. Już w drodze do stajni zajęłam się podziwianiem widoków, które w sumie nie były dla mnie nowością, ale bardzo lubiłam okolice swojego miasteczka. Nawet się nie zorientowałam kiedy lekko mi się przysnęło, w zasadzie tatuś też się nie zorientował i całkiem nieświadomy postanowił być dżentelmenem i otworzył mi drzwi, żebym wysiadła, no i prawie mi się udało tylko, ekhem, wypadłam z samochodu.
- Jesteśmy na miejscu - oparł ręce na biodra i z dumą rozejrzał się dokoła. - Czyż tu nie jest pięknie?
- Tak - odparłam otrzepując się z piachu. - Mają bardzo wygodne podłoże 
Czekały nas tylko początkowe procedury. Wyprowadziłam konia z przyczepy a tata poszedł się dowiedzieć co nie co o planie i nowym boksie i jeszcze innych tam pierdołach. Nie czekałam może dziesięciu minut i już widzę sylwetkę ojca, który ręką każe mi do siebie podejść. Przedstawił mnie właścicielce, która wydała mi się bardzo miłą osobą, kobieta pokazała mi boks mojego konia, oraz mniej więcej pokazała mi co gdzie się znajduje. Quendi wylądował w boksie, jak się okazało i tak nie na długo, bo zaraz od mojego "trenera" dostałam rozkaz wylonżowania, żeby się rozprostował po podróży.
- Ohh zapomniałabym! - właścicielka zawróciła do mnie. - To klucz do twojej szafki w siodlarni, możesz tam trzymać swoje rzeczy. 
- Dziękuję - uśmiechnęłam się i spojrzałam na breloczek z numerem 8.
Teraz wystarczy, że przeniosę swoje graty i mogę zaczynać pracę. Jednak pierwszy dzień nie mógł być aż tak prosty. Idąc do samochodu musiałam minąć drzwi od siodlarni, które na moje nieszczęście otwierają się do zewnątrz no i otworzyły mi się prosto w twarz. To na pewno karma za tamtego chłopaka, ugh! Wylądowałam tyłkiem na ziemi. 
- Jezu! Nic ci nie jest? - zobaczyłam wyciągniętą dłoń w moją stronę.
- Nie, auć - masowałam sobie czoło, ale dobrze, że nos jest cały. - Nic się nie stało. 

<Will?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz



Szablon dostosowany do przeglądarki internetowej Google Chrome. ©Agata | WS | x x.