Tak jak się spodziewałem – zawieszenie broni, które kilka godzin wcześniej zaproponowała Amelia, okazało się totalnym niewypałem. Ba, skończyło się dokładnie tak jak przypuszczałem i dlatego z początku wyśmiałem ten pomysł – jak widać moje obawy okazały się słuszne. Nigdy się nie dogadywaliśmy, więc co – nagle, jak za machnięciem magicznej różdżki, mielibyśmy zgrywać dobrych przyjaciół? Nie umiem tak, chyba nawet – jeśli mam być szczery – nie przykładałem się zbytnio, by na siłę zgrywać miłego. Jestem dość bezpośredni i od razu daję ludziom do zrozumienia, że mam – że tak powiem – wyjebane. Może to i źle, ale czuję się tylko po części winny (o ile nie wcale) za to, że po raz kolejny skłóciłem się z Whitehall. Może mnie oskarżać, krzyczeć mi w twarz, że to ja jestem dupkiem, ale czy ona kiedykolwiek spojrzała na siebie i na swoje zachowanie?
Jeszcze nigdy nie widziałem jej uśmiechniętej, wydaje mi się, że stać ją tylko na ciągłe kłótnie i kwaśne miny. Ale nie, to ja ponoć jestem ten zły. W każdym...
trzask
Uniosłem brwi, a moja głowa poderwała się gwałtownie do góry. Dziwny trzask, tudzież puknięcie, oderwało mnie od kurczowego myślenia w kąciku szatni. Do tej pory, czyli od dobrych kilku minut, w stajni panowała bezwzględna cisza, aż do teraz. Dlatego tak bardzo mnie to zaskoczyło, a zarazem zaniepokoiło. Pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy, okazała się – rzecz jasna – Amelia. Z tym, że dźwięk, który usłyszałem był nieco stłumiony, a zarazem bardzo podejrzany, więc czy mógłby być wydany przez nią? Zapewne zaszyła się gdzieś w siodlarni i – w przeciwieństwie do mnie – smacznie śpi. Dlatego już kilka chwil później stanąłem na równe nogi i opuściłem cichym krokiem pomieszczenie, jakim była szatnia. Ruszyłem korytarzem, zaglądając po drodze do siodlarni, by sprawdzić, czy nie zastanę tam śpiącej na kanapie Whitehall. Niestety (a może na szczęście?) – nie było jej tam.
Tym razem nieco wyraźniej do moich uszu dobiegło puknięcie w deski, dochodzące... znad mojej głowy. Uniosłem wzrok na sufit, marszcząc nieznacznie brwi. No proszę, ktoś – lub coś – schowało się na poddaszu, ciekawe. W sumie, jest tam dość ciepło i przytulnie, gdyż całe to pomieszczenie wypełnione jest słomą, więc stanowi dość komfortowe miejsce do przenocowania. Że też wcześniej na to nie wpadłem. W tym momencie jestem więc pewny tego, że autorem tych jakże dziwnych, podejrzanych dźwięków jest nie kto inny, a Amelia. Wychodzi więc na to, że i ona nie może spać...
Westchnąłem cicho, a na moją twarz wkradł się delikatny, tajemniczy uśmieszek. A gdyby tak?... Znów ten głupi głosik w mojej głowie, który ze wszystkich sił krzyczał i wypełniał moją głowę niezbyt ciekawymi pomysłami, w dodatku nasilał się z każdą minutą, a ja – jak to ja – przystałem na ,,propozycję". Gdyby tak ,,sprawdzić co to za dziwne dźwięki" na poddaszu i przy okazji – przy odrobinie szczęścia – wystraszyć Whitehall? Ale z ciebie dziecko – mruknąłem sam do siebie, śmiejąc się przy tym pod nosem. Burza to przy niej nic, kiedy jest wściekła.
Zdając sobie sprawę z konsekwencji doszczętnego pogrzebania naszego zawieszenia broni, ruszyłem po drewnianych schodkach wprost na poddasze. Kiedy tylko mój ostatni krok spoczął na piętrze, niemal od razu stwierdziłem, że jest tu jeszcze ciemniej niż na stajennym korytarzu, a w dodatku – znacznie cieplej, dzięki słomie, która wypełniała całą powierzchnię podłogi. Poruszyłem nieznacznie brwiami, wyciągając z kieszeni telefon. Po raz kolejny dzisiejszego wieczoru, z zawodem musiałem stwierdzić, że jest rozładowany. I nie naładuje się, dopóki go nie podłączysz, idioto – skarciłem sam siebie, kiedy po raz kolejny wyciągnąłem urządzenie z kieszeni z nadzieją, że jakimś cudem zadziała.
Przygryzłem wargę i ruszyłem cichym, powolnym krokiem, posuwając się naprzód wgłąb poddasza w poszukiwaniu Amel... to znaczy tego czegoś, co wydało niepokojący mnie dźwięk. Dajmy na to, tak przykładowo... szczura, idealnie. Moje buty wydawały krótkie, stłumione szurnięcia, a słoma, po której się poruszałem – szeleściła nieznacznie pod naciskiem podeszwy.
– Ja pierdolę! – Głos ten był tak donośny, że w jednej sekundzie stanąłem jak sparaliżowany, zatrzymując się w pół kroku. No cóż, początkowy plan wystraszenia Amelii obrócił się przeciwko mnie. Może to i dobrze, że Amelia ma w zwyczaju krzyczeć – gdyby nie to, zapewne potknąłbym się o nią i wylądował jak długi na słomie. A ona byłaby wkurwiona podwójnie. – Kurwa, czy ty chcesz, żebym zeszła na zawał? Do końca cię pojebało, koleś, przysięgam! – dodała, równie wysokim tonem co poprzednio. Powiedziała to jednak tak przesadnie i z takim wyolbrzymieniem, że na moją twarz mimowolnie wkradł się szeroki uśmiech. Dopiero teraz ujrzałem jej czerwoną ze złości twarz, wtedy – kiedy ciemność panującą dookoła rozproszyło rażące światło latarki.
Zasłoniłem oczy dłonią, mrużąc przy tym oczy.
– Ała, nie po oczach – mruknąłem, lecz nie spotkałem się z żadną reakcją ze strony Amelii. Ruchy, które wykonałem w kolejnych kilku sekundach odbyły się w zaskakująco szybkim tempie i już po chwili trzymałem w dłoni źródło białego światła, którym Amelia karciła moje biedne oczy.
– Oddawaj to, idioto – warknęła i wstała, próbując ze wszystkim sił wyrwać z uścisku mojej dłoni telefon.
– Co się rzucasz? – zaśmiałem się, oddając zdenerwowanej Whitehall telefon. Dziewczyna otrzepała się ze słomy, która przyczepiła się do jej ubrania, po czym spojrzała na mnie spode łba. Normalka.
– Czego tutaj chcesz? Znowu mnie wkurwić? – dodała, po raz kolejny zajmując miejsce na uszykowanym przez siebie posłaniu.
Zastanowiłem się nieco głębiej. Jakby nie patrzeć – sam nie wiem po co tutaj przyszedłem, zważywszy na to, że pokłóciliśmy się już dzisiaj jakieś kilkanaście razy, ale... Ale no, co mam robić, kiedy nie chce mi się spać, a cisza panująca w szatni dobija mnie na tyle, że – najwidoczniej – zdesperowany przyszedłem tutaj? Kurde, nie sądziłem, że do tego dojdzie i, tak w sumie, ten fakt trochę mnie przeraża.
– Nie dosłyszałeś? Mam powtórzyć, żeby twój mały móżdżek to przetworzył? – Skrzyżowała dłonie na piersi, mierząc mnie karcącym spojrzeniem. Oj, robi się groźnie. Już przez chwilę miałem ochotę być nawet miły, ale ona obraża mnie na każdym kroku, podczas, gdy ja nie robię nic takiego. Oj, przepraszam, zrobiłem to trzy lata temu, a jej duma tego nie wytrzymała. Zabawne, że nawet tego nie pamiętam.
– Usłyszałem dziwne dźwięki – mruknąłem obojętnie, spoglądając na nią z politowaniem. – Myślałem, że to te szczury, które zalęgły się tutaj przez lato, ale najwidoczniej nawet one się ciebie boją – dodałem, wzruszając przy tym ramionami. – W każdym razie, radziłbym uważać, raczej nie są zbyt przyjazne. – Puściłem oczko w stronę Amelii i odwróciłem się na pięcie, a kiedy tylko to zrobiłem, spoważniałem. Rzadko kiedy mi się to zdarza, ale w środku poczułem narastająco we mnie złość. Głupia idiotka, nie sądziłem, że w jej wieku można zachowywać się jak rozpieszczona dwunastolatka z problemem psychicznym – a jednak. W każdym razie teraz żałuję, że w mojej głowie kiedykolwiek narodziła się myśl przystania na jej debilne zawieszenie broni. Z nią nie da się współpracować, stwierdzam to otwarcie.
– Czekaj – usłyszałem jednak z tyłu, zatrzymując się w pół kroku.
Przygryzłem wargę i ruszyłem cichym, powolnym krokiem, posuwając się naprzód wgłąb poddasza w poszukiwaniu Amel... to znaczy tego czegoś, co wydało niepokojący mnie dźwięk. Dajmy na to, tak przykładowo... szczura, idealnie. Moje buty wydawały krótkie, stłumione szurnięcia, a słoma, po której się poruszałem – szeleściła nieznacznie pod naciskiem podeszwy.
– Ja pierdolę! – Głos ten był tak donośny, że w jednej sekundzie stanąłem jak sparaliżowany, zatrzymując się w pół kroku. No cóż, początkowy plan wystraszenia Amelii obrócił się przeciwko mnie. Może to i dobrze, że Amelia ma w zwyczaju krzyczeć – gdyby nie to, zapewne potknąłbym się o nią i wylądował jak długi na słomie. A ona byłaby wkurwiona podwójnie. – Kurwa, czy ty chcesz, żebym zeszła na zawał? Do końca cię pojebało, koleś, przysięgam! – dodała, równie wysokim tonem co poprzednio. Powiedziała to jednak tak przesadnie i z takim wyolbrzymieniem, że na moją twarz mimowolnie wkradł się szeroki uśmiech. Dopiero teraz ujrzałem jej czerwoną ze złości twarz, wtedy – kiedy ciemność panującą dookoła rozproszyło rażące światło latarki.
Zasłoniłem oczy dłonią, mrużąc przy tym oczy.
– Ała, nie po oczach – mruknąłem, lecz nie spotkałem się z żadną reakcją ze strony Amelii. Ruchy, które wykonałem w kolejnych kilku sekundach odbyły się w zaskakująco szybkim tempie i już po chwili trzymałem w dłoni źródło białego światła, którym Amelia karciła moje biedne oczy.
– Oddawaj to, idioto – warknęła i wstała, próbując ze wszystkim sił wyrwać z uścisku mojej dłoni telefon.
– Co się rzucasz? – zaśmiałem się, oddając zdenerwowanej Whitehall telefon. Dziewczyna otrzepała się ze słomy, która przyczepiła się do jej ubrania, po czym spojrzała na mnie spode łba. Normalka.
– Czego tutaj chcesz? Znowu mnie wkurwić? – dodała, po raz kolejny zajmując miejsce na uszykowanym przez siebie posłaniu.
Zastanowiłem się nieco głębiej. Jakby nie patrzeć – sam nie wiem po co tutaj przyszedłem, zważywszy na to, że pokłóciliśmy się już dzisiaj jakieś kilkanaście razy, ale... Ale no, co mam robić, kiedy nie chce mi się spać, a cisza panująca w szatni dobija mnie na tyle, że – najwidoczniej – zdesperowany przyszedłem tutaj? Kurde, nie sądziłem, że do tego dojdzie i, tak w sumie, ten fakt trochę mnie przeraża.
– Nie dosłyszałeś? Mam powtórzyć, żeby twój mały móżdżek to przetworzył? – Skrzyżowała dłonie na piersi, mierząc mnie karcącym spojrzeniem. Oj, robi się groźnie. Już przez chwilę miałem ochotę być nawet miły, ale ona obraża mnie na każdym kroku, podczas, gdy ja nie robię nic takiego. Oj, przepraszam, zrobiłem to trzy lata temu, a jej duma tego nie wytrzymała. Zabawne, że nawet tego nie pamiętam.
– Usłyszałem dziwne dźwięki – mruknąłem obojętnie, spoglądając na nią z politowaniem. – Myślałem, że to te szczury, które zalęgły się tutaj przez lato, ale najwidoczniej nawet one się ciebie boją – dodałem, wzruszając przy tym ramionami. – W każdym razie, radziłbym uważać, raczej nie są zbyt przyjazne. – Puściłem oczko w stronę Amelii i odwróciłem się na pięcie, a kiedy tylko to zrobiłem, spoważniałem. Rzadko kiedy mi się to zdarza, ale w środku poczułem narastająco we mnie złość. Głupia idiotka, nie sądziłem, że w jej wieku można zachowywać się jak rozpieszczona dwunastolatka z problemem psychicznym – a jednak. W każdym razie teraz żałuję, że w mojej głowie kiedykolwiek narodziła się myśl przystania na jej debilne zawieszenie broni. Z nią nie da się współpracować, stwierdzam to otwarcie.
– Czekaj – usłyszałem jednak z tyłu, zatrzymując się w pół kroku.
Amelia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz