Dobra, po pierwsze, nie spodziewałam się jakiejkolwiek odpowiedzi, więc musiałam przyznać, że byłam pozytywnie zaskoczona. Nawet, jeśli ów odpowiedź została przesączona sarkazmem i jadem. A po drugie, zdaniem „Nic o mnie nie wiesz, Whitehall” Herring sprawił, że zachciało mi się śmiać. Bo co niby miałam o nim wiedzieć i skąd? Moja ocena Daniela była zupełnie subiektywna. Nie wiedziałam, jaki był „naprawdę”, bo nigdy nie miałam szczególnej ochoty ani sposobności w to wnikać.
Zresztą, do cholery, on też mnie nie znał, a opinię na mój temat miał doskonale wyrobioną.
- No, to teraz moja kolej – powiedział, zerkając na mnie i równocześnie odrywając mnie od moich własnych przemyśleń. – O co ci tak naprawdę chodzi? – Zmarszczyłam lekko brwi, słysząc jego pytanie. Wyprostowałam plecy i założyłam ręce na piersi, posyłając Danielowi zdezorientowane spojrzenie. – Zaraz wracam, pomyśl spokojnie – dodał, wstając z miejsca, po czym pewnym krokiem wyszedł na korytarz.
Przez parę sekund patrzyłam w ślad za nim, by po chwili otrząsnąć się i z ciężkim westchnieniem po raz kolejny oprzeć brodę na dłoni. Cała ta sytuacja zaczęła mnie porządnie wkurwiać. Nie żebym się tego nie spodziewała, w końcu, spędzałam uroczy wieczór z Herringiem, po prostu… Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Liczyłam raczej na… Czy ja wiem? Luźną pogawędkę?
No dobrze. Sama nie wiedziałam, na co liczyłam. W każdym razie, na pewno nie chciałam, by stanęło na temacie „dlaczego mnie nie cierpisz, Whitehall?”. Szczególnie, że do tej pory żyłam w przekonaniu, że Daniel doskonale wiedział, skąd pochodziła moja niechęć. Cóż za niefart.
Nie wiele jednak mogłam poradzić. Nie było sensu ściemniać i wciskać jakichś bajeczek o tym, jak to przejmują mnie jego podboje miłosne i tuziny połamanych serc. Gówno prawda. Wszystkie naiwne idiotki, które czepiały się go jak rzep psiego ogona, miałam kompletnie w dupie. Ich obecność była dla mnie jedynie pretekstem, by koniec końców zrobić aferę Danielowi. Nie dlatego, że faktycznie się tym przejmowałam, a dla zasady. Byłam jego wrogiem numer jeden, więc musiałam robić problemy z niczego, taka moja rola.
Wszystko wskazywało jednak na to, że tego wieczora moje wymówki dobiegły końca i nadszedł czas, by powiedzieć, o co tak naprawdę chodziło. A szkoda, nie najgorzej się bawiłam, patrząc na kręcące się wokół Daniela laleczki. Swoją drogą, śmieszna sprawa, zawsze interesowały się nim głównie puste dziunie. Ciągnie swój do swego? Nie, nic.
Z ciężkim westchnieniem podniosłam się z miejsca i powolnym krokiem skierowałam się do wyjścia z szatni, gdzie chwilę wcześniej zniknął brunet. To, jak bardzo nie chciało mi się z nim rozmawiać, było wręcz nie do opisania. Niestety, miałam w sobie na tyle uczciwości, by odpowiedzieć mu na jego pytanie. Bo w końcu, na swoje odpowiedź dostałam.
Początkowo nie do końca wiedziałam, gdzie go szukać. Jakby na to nie spojrzeć, równie dobrze mógł stwierdzić, że ma mnie w dupie, zamknąć bramę i pojechać do domu, zostawiając mnie w stajni zupełnie samą. Nie da się ukryć, że taki scenariusz przeszedł mi przez myśl. W końcu, to Daniel, wszystkiego mogłam się po nim spodziewać. Na szczęście, okazało się jednak, że nie był tak wielkim chamem, za jakiego go uważałam i, tak jak się spodziewałam, znalazłam go niedaleko boksu Protosa, niemal na samym końcu cholernie ciemnego korytarza.
- Co, zaczęłaś się już o mnie martwić? – zapytał, przywołując na twarz typowy dla siebie uśmiech, gdy tylko znalazłam się w pobliżu. Zmierzyłam go spojrzeniem pełnym dezaprobaty, zastanawiając się, jakim cudem nadal miał ochotę na żarty.
- Właściwie, przyszłam tu z nadzieją, że coś zdążyło cię pożreć, ale najwyraźniej oboje nie mamy dziś szczęścia – burknęłam, znów zaplatając ręce na piersi. – W każdym razie, mam już odpowiedź, jeśli nadal masz ochotę ją usłyszeć.
Chłopak zerknął na mnie z zainteresowaniem, unosząc brwi. Świetnie. Czas zacząć show.
- No więc, pamiętasz może sezon w dwa tysiące trzynastym? Wtedy, kiedy się tutaj przeniosłam, jeszcze bez Kit Kata. Jeździłam w londyńskim klubie i akurat zaczynałam startować w P-tkach – zawiesiłam na chwilę głos, starając się przypomnieć sobie wszystkie szczegóły. – I… Dobra, bez owijania w bawełnę. Cały sezon byłam druga, zaraz za tobą. Nie zrozum mnie źle, nie mam za złe tego, że wygrywałeś, w końcu, taki jest sport. Właściwie, chodzi mi tylko o to, że na zakończeniu startów, pod koniec października, byliśmy razem na imprezie u jednego z organizatorów. Podeszłam do ciebie, żeby pogratulować ci udanego sezonu, a ty, jak gdyby nigdy nic, nie dając mi nawet dojść do słowa, odpaliłeś, że może kiedyś uda mi się cię pokonać i żebym nie zniechęcała się zbyt szybko, bo na pewno nie zdarzy się to w najbliższym czasie – wyrzuciłam z siebie na jednym wdechu, po drodze kilkukrotnie mieszając się we własnych słowach, do tego stopnia, że sama nie byłam pewna, co właściwie powiedziałam.
Patrząc jednak po minie Daniela, zamiast odpowiedzieć na jego pytanie, pozostawiłam jeszcze więcej niewiadomych.
- Dobra, generalnie chodzi mi o to, że kiedy ja starałam się być miła, ty okazałeś się bucem i kompletnie mnie do siebie zniechęciłeś. Od tego czasu mam o tobie takie, a nie inne zdanie. Koniec, kropka.
Daniel?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz