Nauczycielka hiszpańskiego, Pani Kames kazała mi siedzieć nad książkami. Świetnie znałam ten język bo uczę sie go od 2 lat ale niedługo będą egzaminy na lekki kurs z iberystyki i chciałabym zdać. Późno w nocy postanowiłam jednak pójść spać.
***
Primero obudził mnie liźnięciem w twarz. Pogłaskałam go tępo. Była 7:00. Ubrałam jakieś stare jeansy i bluzkę. Prime zmusił mnie do spaceru zaraz po śniadaniu. Autobusem dojechałam w 30 minut do stajni w Amwell. Poszłam żeby wyczyścić siodło i ogłowie. Po skończonej pracy, usatysfakcjonowana chciałam osiodłać Liptona ale mój wzrok został na ślicznej klaczy. Nazywała się Vida. Wczoraj i nigdy wcześniej nie zwróciłam na nią większej uwagi. Primero niecierpliwie zaszczekał.
- Spokojnie mały. Tylko ją pogłaskam - uspokoiłam husky'ego.
Odłożyłam sprzęt po czym przemówiłam cicho do klaczy żeby się uspokoiła. Nagle do stajni wszedł... Jak mu tam? Cole. Poznałam go przecież wczoraj. Przyszedł z psem więc złapałam szybko Primero na ręce. Owczarek niemiecki chłopaka podbiegł do mnie i usiadł. Delikatnie go pogłaskałam.
- Hey perro - specjalnie powiedziałam po hiszpańsku by Cole nie zrozumiał.
- To Kashel. Nie nazywaj go inaczej - ostrzegł chłopak.
- Powiedziałam "hej piesku". Nie nazwałam go. A teraz... Muszę iść - odwróciłam się na pięcie.
Primero szczeknął za Kashel'em.
- Primero tranquila - powiedziałam.
- Po jakiemu ty to do niego mówisz? A tak w ogóle to po co byłaś przy Vidzie? - usłyszałam Cole'a.
- Hiszpańsku. I nie wiedziałam że to twój koń - spojrzałam w jego kierunku.
Cole?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz