Tego dnia miałam wyjątkowo dobry humor. Sama nie wiedziałam, co się ze mną stało. Może "wstałam prawą nogą", a może po prostu uradował mnie fakt, że Daniela nie było nigdzie na horyzoncie. Cokolwiek się do tego przyczyniło, efekt był jeden - nieznikający z twarzy uśmiech, od którego powoli zaczynały mnie boleć policzki.
W stajni byłam od samego rana. Zdążyłam już zaliczyć wyjątkowo udany teren, opłukać Kit Kata, który na leśnych ścieżkach upaprał się w znacznie mniejszym stopniu niż przypuszczałam oraz załatwić papiery potrzebne do startów w tym sezonie. Wszystko szło jak po maśle, co w moim przypadku było czymś niespotykanym. Gdyby był to zwyczajny dzień, zapewne gniadosz wystraszyłby się własnego cienia, wpadł w największą kałużę na trasie, a kurier pomyliłby adresy i nie dostałabym licencji. Tymczasem nic takiego nie miało miejsca!
Nucąc pod nosem "Yellow" i maszerując do rytmu, skierowałam się wprost do boksu Kit Kata, po drodze mijając Heather, która akurat wyprowadzała Squaw na ujeżdżalnię. Po jej minie widziałam, że moje radosne zachowanie dziwiło ją nawet bardziej niż mnie samą. Najwyraźniej ostatnimi czasy zbyt rzadko się uśmiechałam. W zasadzie, od pewnego czasu nie miałam najmniejszej ochoty na jakiekolwiek żarty, śmiechy i chichy, więc faktycznie - widok uśmiechu na mojej twarzy mógł być uznany za coś niezwykłego.
Przyjaciółka nie odezwała się jednak ani słowem. Po prostu uniosła lekko brwi, pokręciła głową i prychając cicho, minęła mnie i bez żadnych więcej przystanków udała się na padok. Ja z kolei stałam przez chwilę, patrząc, jak znika za rogiem stajni. Kilka sekund zajęło mi otrząśnięcie się i znów ruszyłam do boksu swojego konia, kontynuując ciche nucenie. Już już sięgałam do zasuwy w drzwiach, gdy nagle...
- Cześć! - Usłyszałam tuż obok, przez co wzdrygnęłam się lekko. - Jestem Eleonora, a ty?
Eleonora?, powtórzyłam w głowie. Jak Eleanor? Ellie? El? Na chwilę zaniemówiłam, wpatrując się w dziewczynę przede mną z rozdziawionymi ustami. Przyjrzałam się jej piegowatym policzkom, dużym oczom i krótkim rudym włosom, które najbardziej przykuwały uwagę. Dopiero kiedy odchrząknęła cicho, patrząc na mnie z wyraźną niepewnością, otrząsnęłam się i znów przywołałam na twarz uśmiech.
- Amelia. Wybacz, zamyśliłam się - zaśmiałam się pod nosem, spuszczając wzrok na podłogę. - Więc, kolejna nowa, hm? Ostatnio mamy strasznie dużo przyjezdnych. Aż się zastanawiam, ilu z nich zostanie na stałe, a ilu wyjedzie po sezonie. Sama jestem tutaj od jakichś trzech, może nawet czterech lat i tylu ich się tu przewinęło, że... - urwałam wpół słowa, przymykając oczy. - Przepraszam, zazwyczaj nie jestem tak rozmowna. To po prostu... Taki dzień.
Posłałam dziewczynie kolejny uśmiech, który tym razem postanowiła odwzajemnić. Mimo wszystko odniosłam wrażenie, że w pewnym stopniu ją onieśmieliłam. Zresztą, co się dziwić? Taka paplanina onieśmieliłaby każdego normalnego człowieka. To, że plątałam się we własnych myślach onieśmielało nawet mnie samą. Tego dnia naprawdę nie zachowywałam się jak ja. Byłam o wiele pozytywniej nastawiona do... Właściwie wszystkiego.
- Także, od początku. Amelia. Po prostu, jestem Amelia.
Nucąc pod nosem "Yellow" i maszerując do rytmu, skierowałam się wprost do boksu Kit Kata, po drodze mijając Heather, która akurat wyprowadzała Squaw na ujeżdżalnię. Po jej minie widziałam, że moje radosne zachowanie dziwiło ją nawet bardziej niż mnie samą. Najwyraźniej ostatnimi czasy zbyt rzadko się uśmiechałam. W zasadzie, od pewnego czasu nie miałam najmniejszej ochoty na jakiekolwiek żarty, śmiechy i chichy, więc faktycznie - widok uśmiechu na mojej twarzy mógł być uznany za coś niezwykłego.
Przyjaciółka nie odezwała się jednak ani słowem. Po prostu uniosła lekko brwi, pokręciła głową i prychając cicho, minęła mnie i bez żadnych więcej przystanków udała się na padok. Ja z kolei stałam przez chwilę, patrząc, jak znika za rogiem stajni. Kilka sekund zajęło mi otrząśnięcie się i znów ruszyłam do boksu swojego konia, kontynuując ciche nucenie. Już już sięgałam do zasuwy w drzwiach, gdy nagle...
- Cześć! - Usłyszałam tuż obok, przez co wzdrygnęłam się lekko. - Jestem Eleonora, a ty?
Eleonora?, powtórzyłam w głowie. Jak Eleanor? Ellie? El? Na chwilę zaniemówiłam, wpatrując się w dziewczynę przede mną z rozdziawionymi ustami. Przyjrzałam się jej piegowatym policzkom, dużym oczom i krótkim rudym włosom, które najbardziej przykuwały uwagę. Dopiero kiedy odchrząknęła cicho, patrząc na mnie z wyraźną niepewnością, otrząsnęłam się i znów przywołałam na twarz uśmiech.
- Amelia. Wybacz, zamyśliłam się - zaśmiałam się pod nosem, spuszczając wzrok na podłogę. - Więc, kolejna nowa, hm? Ostatnio mamy strasznie dużo przyjezdnych. Aż się zastanawiam, ilu z nich zostanie na stałe, a ilu wyjedzie po sezonie. Sama jestem tutaj od jakichś trzech, może nawet czterech lat i tylu ich się tu przewinęło, że... - urwałam wpół słowa, przymykając oczy. - Przepraszam, zazwyczaj nie jestem tak rozmowna. To po prostu... Taki dzień.
Posłałam dziewczynie kolejny uśmiech, który tym razem postanowiła odwzajemnić. Mimo wszystko odniosłam wrażenie, że w pewnym stopniu ją onieśmieliłam. Zresztą, co się dziwić? Taka paplanina onieśmieliłaby każdego normalnego człowieka. To, że plątałam się we własnych myślach onieśmielało nawet mnie samą. Tego dnia naprawdę nie zachowywałam się jak ja. Byłam o wiele pozytywniej nastawiona do... Właściwie wszystkiego.
- Także, od początku. Amelia. Po prostu, jestem Amelia.
Eleonora? Troszkę się pomieszałam, tak przez zmęczenie :')
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz