Westchnąłem cicho i wszedłem wgłąb szatni, zajmując miejsce na krześle kilka metrów od dziewczyny, która świdrowała mnie rozzłoszczonym wzrokiem w kompletnej ciszy. Krzesło wydało ciche skrzypnięcie, kiedy moje plecy spoczęły na jego oparciu. Skrzyp ten był najwidoczniej jedynym dźwiękiem, który mieliśmy sposobność w najbliższym czasie usłyszeć. Przygryzłem wargę, czując coraz to bardziej narastającą w pomieszczeniu gęstą atmosferę. Cholera, w co ja się wpakowałem. Jeśli tylko się do niej odezwę – znając życie – będzie jeszcze gorzej, bo ta zoł... ekhem, osoba, potrafi o wszystko zrobić problem.
Utkwiłem wzrok w podłodze, starając się udawać zamyślonego. Kusiło mnie też, by sięgnąć po telefon i zająć się czymkolwiek, bo takie sytuacje jak ta przytłaczały mnie do tego stopnia, że nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Bateria komórki postanowiła jednak ze mną nie współpracować, gdyż po wyjęciu urządzenia z kieszeni – zastałem jedynie czarny ekran. Co takiego złego zrobiłem, że los postanowił ,,zamknąć" mnie w stajni właśnie z Amelią Whitehall?
– Zamierzasz się do mnie odezwać, czy spędzimy cały wieczór w tej martwej ciszy? – usłyszałem po chwili głos dziewczyny, a jego ton ewidentnie wskazywał na to, że jest nieco zniecierpliwiona. Najwidoczniej i ona nie była już w stanie wytrzymać nic nie mówiąc, ale nie sądziłem, że jest aż tak zdesperowana, że odezwie się do mnie p i e r w s z a. – Dobra, czaję, nie lubisz mnie. I z wzajemnością, uwierz. Ale może chociaż spróbujmy… Porozmawiać, czy coś? Ledwo mi to przez gardło przeszło.
Zmarszczyłem brwi, cały czas nie spuszczając z niej badawczego spojrzenia i oparłem przedramię na oparciu krzesła. W sumie, nieco zdziwił mnie jej tok rozumowania. No bo... nie lubiłem jej tylko dlatego, że to ONA nie lubiła mnie. Miała do mnie jakiś problem już od naszego pierwszego spotkania. A ja - jak to ja, nigdy nie miałem sposobności, by zapytać się jej, co tak naprawdę ją tak we mnie irytuje i doprowadza do istnej wściekłości. Zawsze stać mnie było jedynie na odbijanie piłeczki, co skutkowało pogłębianiu wzajemnej nienawiści. No a poza tym, bawił mnie widok Amelii, która dosłownie w ułamku sekundy czerwieniała na twarzy ze złości.
Na moje usta w jednej chwili zagościł ironiczny uśmieszek – typowa reakcja z mojej strony. Nie zdążyłem nawet odpowiedzieć niczego konkretnego, gdy dziewczyna postanowiła kontynuować, a pytanie, które mi zadała, kompletnie mnie zaskoczyło.
– Jak to jest być tym popularnym, bogatym dzieciakiem? Zawsze mnie to zastanawiało. – Dziewczyna uśmiechnęła się widząc, że z mojej twarzy w jednej chwili znika ten znany i kochany przez wszystkich uśmiech. A więc to tak? W jej oczach byłem tylko dzianym lalusiem, który najwidoczniej nic sobą nie reprezentuje. Przynajmniej już po części wiedziałem, co może być jednym z głównym powodów jej jakże wielkiej nienawiści względem mnie. Trochę to śmieszne, bo co ona mogła o mnie wiedzieć?
Po chwili namysłu zaśmiałem się mimowolnie, widząc zaciekawioną minę dziewczyny, a na ustach zadowolony i pełen satysfakcji uśmiech.
– Cudownie! – powiedziałem entuzjastycznie. – Mogę robić wszystko, na co mam ochotę, co weekend chodzę na imprezy i generalnie, nie mam żadnych zmartwień, żyć nie umierać – wzruszyłem ramionami, dokładnie obserwując reakcję Amelii. Tak jak się spodziewałem, jej mina nie zmieniła się, a ona sama sprawiała wrażenie zadowolonej z wypowiedzianych przeze mnie słów. Najwidoczniej takiej odpowiedzi się spodziewała. Szkoda tylko, że był to tylko jeden, wielki... – Wyczuj sarkazm – mruknąłem, poważniejąc nieco na twarzy. Jej pojęcie o mnie było tak cholernie błędne, że miałem ochotę zaśmiać jej się w twarz. Realia były nieco inne, a to, co przed chwilą powiedziałem było tylko moim cichym pragnieniem. Moja matka rujnowała wszystko, wtykając swój nos w całe moje życie i przewracając je do góry nogami.
– Nic o mnie nie wiesz, Whitehall – powiedziałem z uśmiechem, pochylając się i opierając łokcie na kolanach. – Najwidoczniej widzisz tylko to, co chcesz widzieć.
Nie miałem zamiaru wyjaśniać sobie z nią czegokolwiek. Szanse na to, że moje słowa w jakikolwiek sposób do niej dotrą były marne, liczyłem się z tym, jednocześnie mając to gdzieś. Ciężko jest zmienić czyjeś zdanie w ciągu kilku minut, więc cudów nie oczekiwałem, ale coś powiedzieć musiałem. Też wielokrotnie osądzam ludzi po okładce, ale koniec końców staram się ich poznać. Amelia była wyjątkiem.
– No, to teraz moja kolej – powiedziałem, posyłając w stronę dziewczyny znaczące spojrzenie, któremu zawtórował ten sam, znany jej już bardzo dobrze, uśmieszek. – O co ci tak naprawdę chodzi? – Kiedy wypowiedziałem to zdanie, dziewczyna skrzywiła się nieco, a jej twarz momentalnie spoważniała. Milczała, krzyżując ręce na piersiach. Uniosłem brew i westchnąłem, podnosząc się z zajmowanego przeze mnie miejsca. – Zaraz wracam, pomyśl spokojnie – zaśmiałem się, puściłem w jej stronę oczko, czego tak nie znosiła i opuściłem pomieszczenie.
Wyszedłem, gdyż poczułem nagłą chęć zapalenia. Nie robię tego często, nawet nie mam na to czasu, ale była to też idealna wymówka, by choć na chwilę wyrwać się z tego miejsca, gdzie atmosfera była tak napięta, że nawet siedzenie na krześle stało się dla mnie męczące. Oczami wodziłem po stajennym korytarzu w poszukiwaniu idealnego miejsca do spalenia fajki. Nie będę jednak tego robić w pobliżu koni, aż takim idiotą nie jestem. Wolnym krokiem skierowałem się w stronę tylnego wyjścia. Wyjąłem z kieszeni zapalniczkę i podpaliłem peta, który spoczął w moich ustach. Już po chwili z mojej buzi wydobył się szarawy dym. Nie pochwalam tego, nie lubię też gdy ludzie zastają mnie w takiej sytuacji, dlatego też miałem nadzieję, że Amelia nie wyłoni się nagle z szatni, choć sam nie wierzyłem, że tego nie zrobi. Była zbyt ciekawska.
Uchyliłem nieco tylne drzwi, by wypuścić smród papierosa na zewnątrz, a samemu zaczerpnąć nieco świeżego powietrza. Burza nadal szalała na dworze w najlepsze, a nie zwiastowało to nic dobrego. Coś czułem, że będziemy zmuszeni nocować w stajni, cudownie. Już po chwili, usłyszałem z oddali dźwięk uchylanych drzwi. Najpewniej to Amelia postanowiła opuścić szatnię, więc momentalnie zrzuciłem papierosa na ziemię i przydepnąłem butem. Większość i tak wiedziała, że czasem mam skłonność do palenia, ale raczej się z tym nie obnosiłem, i tak robiłem to coraz rzadziej, bo kiedy matka się dowiedziała – wpadła w furię, zabawne, co?
Zamknąłem drzwi, co niemalże natychmiast zwróciło uwagę Amelii.
– Co, zaczęłaś się już o mnie martwić? – Na moją twarz po raz setny dzisiejszego wieczora wkradł się rozbawiony uśmiech, kiedy to Amelia wręcz piorunowała mnie rozzłoszczonym spojrzeniem.
Amelia? XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz