Ostatni teren. Ostatnie chwile wolności, kiedy to sam mogę decydować o tym, gdzie mogę jeździć i jak jeździć. Dlaczego? Dziś wieczorem wraca moja matka, trener też zawitał już do stajni i, całe szczęście, nie miał nic przeciwko krótkiemu terenowi po okolicznym lesie. Od jutra już tylko treningi do zawodów – nic innego nie będzie się liczyć dla mojej matki, gdyby tylko usłyszała o tym, że wyjeżdżam sobie w długie tereny i mam kompletnie wylane na mistrzostwa, pewnie by mnie ukatrupiła. Żadna nowość.
Popędziłem Portosa do żwawego galopu, w duchu przeklinając tę wkurwiającą mnie na każdym kroku kobietę, znaną również jako moja matka. Zatrzymaliśmy się z wałachem dopiero przy niewielkim jeziorku. Pozwoliłem koniowi zanurzyć w nim nogi, dając mu przy tym luźną wodzę.
– Jeśli się położysz, to cię zabiję, przysięgam – mruknąłem w stronę konia, obserwując jak schyla niepewnie głowę w stronę tafli wody. Skróciłem wodze, widząc jednak, że koń po paru krokach, najwidoczniej stracił ochotę na kąpiel w lodowatej wodzie. Po raz kolejny popędziłem go do szybszego chodu – tym razem jednak kłusa. Już po kilkudziesięciu metrach dojrzałem na ścieżce, zmierzającą w moim kierunku jakąś dziewczynę na centkowanym koniu. Uniosłem brew.
– Zgubiłaś się panienko? – zażartowałem.
– Można tak to ująć. Jestem Delfina – odparła krótko. Pierwszy raz spotkałem się z tak dziwnym, a zarazem śmiesznym imieniem, dlatego nic dziwnego, że moje usta zmieniły się w jeszcze większy niż do tej pory wyszczerz, a ja sam parsknąłem śmiechem.
– Oczywiście... Ja jestem Daniel – odparłem. – Daniel Herring – dodałem.
– Więc znasz drogę do stadniny? Zaprowadziłbyś mnie? - zapytała, najwidoczniej nieco już zmęczona ciągłym szukaniem drogi powrotnej. Spuściłem z niej wzrok, udając wielkie zamyślenie.
– Może później – wzruszyłem ramionami i dołożyłem wałachowi łydki, by ten ruszył spokojnym stępem. – Nie jadę jeszcze do stajni – dodałem, obracając głowę w stronę nieco zdezorientowanej dziewczyny. – Szukaj dalej – zaśmiałem się. Albo włącz sobie GPS w telefonie, moja droga. Nie ma to jak zapuścić się w las samemu, będąc nowym, a potem przerywać innym, bo chce się jechać do domku.
Delfina cały czas stała w tym samym miejscu, klnąc na mnie – znając życie, jaki to ja niedobry, bo nie chcę pomóc nowej. Westchnąłem przeciągle i odwróciłem się jeszcze raz w stronę rudowłosej. Zaśmiałem się głośno widząc jej zażenowaną minę.
– Żartowałem, już wracam. Chcesz, możesz jechać ze mną. Ewentuaaaalnie – dodałem przeciągle, po raz kolejny szczerząc w jej stronę rząd białych zębów.
Delfina niepewnie skierowała się w moją stronę, z nieco nadąsaną miną.
– Bardzo śmieszne – mruknęła, nawet na mnie nie patrząc. Przewróciłem oczami, zastanawiając się, dlaczego większość dziewczyn jeżdżących w stajni jest taka. Nie wiem jak to sprecyzować, ale ostatnimi czasy jest mi ciężko znaleźć w stadninie osobę, z którą mogę normalnie porozmawiać, bo wszyscy już od pierwszego spotkania są – albo tylko udają – nadąsanych i wiecznie zapracowanych. No, poza kilkoma wyjątkami.
Delfina? Trochę krótko wyszło c:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz