- Czy plac jest już wolny? – zapytałem przyjaźnie stojące obok dziewczyny. A raczej tej najładniejszej, dosiadającej kucyka. Czemu do cholery ona jeździła na kucyku?
CHALK!!!
Ktoś tu chyba jest zazdrosny. Ten zjebany koń spłoszył się przelatującego obok ptaszka i wystrzelił wgłąb ujeżdżalni jak z wystrzelony z procy. Co za tym idzie? Spłoszył kucyka, którego dosiadała dziewczyna, a ta, chwilowo zwracając na mnie uwagę, nie zdążyła przygotować się do pięknego baranka i poleciała do przodu jak kamień z maszyny oblężniczej.
- Dziękuję, stary – mruknąłem pod nosem i, jak to ratownik, olałem konie i podbiegłem do poszkodowanej. Pozostałe dziewczyny zajęły się naszymi wierzchowcami.
- Hmm… Jak widać teraz już tak – powiedziała i roześmiała się. Wstała gwałtownie i spróbowała się otrzepać, jednak lewa noga się pod nią ugięła. Złapałem ją pod ramię i poprowadziłem na ławkę.
- Masz szczęście, że jestem ratownikiem – również się roześmiałem. – Jestem Harry.
- Aspen – powiedziała i usiadła. Skrzywiła się, kiedy ściągnąłem buta oraz skarpetkę. Kostka niewątpliwie skręcona.
- No to masz dwutygodniową przerwę od jazdy, As – pokręciłem głową i przeczesałem włosy. – Czekaj, skoczę do karetki.
Pobiegłem do mojego Porshe i wyciągnąłem z przedziału medycznego apteczkę opatrunkową i tą z lekami. Po chwili wróciłem do dziewczyny. Uklęknąłem przed nią i zacząłem grzebać w torbie, wykładając sobie na kolano stos igieł i strzykawek, żeby dokopać się do sztucznego lodu w sprayu. Nie wiedziałem przez chwilę o co chodzi, bo Aspen gwałtownie pobladła. Chwilę później osunęła się bezwładnie, zanim zdążyłem ją złapać.
- Kurwa, zemdlała! – krzyknąłem i ułożyłem ją w pozycji czterokończynowej. Po minucie dziewczyna otworzyła oczy. – Zemdlałaś, As – zabrałem się do opatrywania skręconej kostki.
Aspen?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz