+

Archiwum

Etykiety

Aleksandra (2) Alexandra (2) Allijay (2) Amelia (11) Ashley (9) Ashton (2) Aspen (6) Astrid (2) Aviana (1) Carmen (7) Carter (2) Cole (7) Cruz (1) Damien (2) Daniel (16) Delfina (2) Dezydery (1) Eden (3) Eleonora (2) Elizabeth (2) Gabrielle (3) Giselle (2) Gwen (3) Harry (3) Heather (6) Igor (1) Iris (1) Jack (2) Jean (1) Josephine (2) Leo (2) Liam (1) Luke (1) Maxine (3) Naomi (1) Naomi Sullivan (1) Nowa postać (50) Olivier (2) Raven (1) Rebeca (1) Skylar (1) Sophie (2) Steven (1) Thomas (2) William (1)

Popularne posty

Od Amelii CD. Harry'ego

Mój stary brązowy Chevrolet był najlepszym autem, jakie jeździło po świecie. Może i nie miał skórzanych foteli, kierownica ślizgała się w dłoniach, a z klimatyzacji śmierdziało grzybem. Może i co chwilę łapałam flaki przez wadliwe śruby, blacha co rusz wgniatała się z każdej strony, a tylna szyba była porysowana do tego stopnia, że do wycofywania używałam jedynie bocznych lusterek (notabene - to od strony pasażera niedawno zostało uszczerbane). Mimo wszystko kochałam ten samochód jak własne dziecko. A właściwie, jak własnego konia, bo jakichkolwiek dzieci nigdy nie darzyłam szczególną sympatią.
I właśnie dlatego, kiedy zaliczyłam stłuczkę na wjeździe do stadniny, przez chwilę czułam się tak, jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Mój zniedołężniały Chevrolet, który przeżył niejedno spotkanie z drzewem, latarnią, słupem czy też barierką, poniósł sromotną porażkę, gdy dwukrotnie większe Cayenne wpieprzyło się w jego lewą stronę, wgniatając doszczętnie błotnik, maskę i miażdżąc przedni zderzak. Siła uderzenia sprawiła, że zarzuciło mną do przodu, ale, całe szczęście, pomimo wszystkich usterek, pasy bezpieczeństwa nadal działały bez zarzutu.
Przez chwilę, która zdawała ciągnąć się w nieskończoność, nie docierało do mnie, co właściwie się wydarzyło. Siedziałam w miejscu, z rękami na kierownicy, lewą stopą nadal naciskając na hamulec. Moja mina nie wyrażała nic. Mimo że oczy miałam wielkości spodków, z mojej twarzy nie dało się wyczytać kompletnie nic. Głównie dlatego, że sama nie wiedziałam, co myśleć o tym wszystkim.

Cóż, przynajmniej do czasu, gdy mężczyzna, najwyraźniej kierowca pojazdu, który mnie staranował, nie zaczął natarczywie pukać w moją szybę. Odwróciłam głowę w jego kierunku, a widząc, jak na migi pokazuje mi, żebym odsunęła szybę, chwyciłam za korbkę i wykonałam jego nieme polecenie.
- Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? Coś cię boli? Cholera, ja...
Jego monolog trwał i trwał w najlepsze. Co parę sekund wypytywał, czy na pewno nic mi się nie stało, czy się dobrze czuję, czy nie kręci mi się w głowie, i tak dalej, i tak dalej. Ja jednak miałam kompletnie w dupie wszystkie jego pytania i przeprosiny. Jedyne, co aktualnie mnie obchodziło, to mój samochód oraz rosnąca we mnie żądza mordu.
W jednej chwili zerwałam się z miejsca, otwierając drzwi z rozmachem i nieomal nokautując sprawcę tego zamieszania, po czym wyskoczyłam z auta, przy okazji przypadkowo naciskając na klakson. Wyjątkowo głośny, piskliwy dźwięk rozszedł się echem po okolicy, sprawiając, że mężczyzna obok skrzywił się nieznacznie.
- Ty pierdolony idioto! - wydarłam się, zatrzaskując za sobą drzwi i podchodząc szybkim krokiem do zupełnie zdezorientowanego gościa. - Nie widzisz znaków? Jesteś ślepy czy głupi? Miałam pierwszeństwo, matole!
Z każdym słowem popychałam go coraz dalej, w stronę ogrodzenia, a on był najwyraźniej tak zaskoczony moim atakiem, że nawet nie próbował się bronić. Śmieszne.
- W dupę sobie wsadź swoje zasrane przeprosiny! - wykrzyknęłam, obracając się na pięcie, by ocenić skalę szkód. Było źle. Nawet bardzo źle. I wcale nie poprawiało to mojego nastawienia. Właściwie, sprawiało to, że miałam ochotę na raz płakać, krzyczeć i pobić kolesia do nieprzytomności.
- Ale...
- Jakie, kurwa, ale?! - znów podniosłam głos, tym razem do tego stopnia, że zwróciłam uwagę nawet osób, stojących dobre sto metrów dalej, przy budynku stajni. Jeszcze raz zmierzyłam wzrokiem mężczyznę naprzeciwko, po czym, w zasadzie zupełnie nieświadomie, wymierzyłam mu siarczysty cios w policzek. - Pokrywasz koszty naprawy.

Harry?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz



Szablon dostosowany do przeglądarki internetowej Google Chrome. ©Agata | WS | x x.