Ocuciłam się. Przez jeszcze lekko niewyraźny obraz dostrzegłam zarys twarzy chłopaka, a chwilę po tym już dokładniejszą sylwetkę Eden.
- Brawo Haynes, znów kostka, i to w jednym miesiącu! - dziewczyna wtrąciła się biorąc głęboki oddech i lekko kiwając głową założyła ręce na biodra.
W tym momencie spojrzałam na opuchniętą nogę. Nie wyglądało to zbyt dobrze, po wypadku w terenie byłam narażona, na kolejne skręcenia czy nawet złamania.
- Powinniśmy jechać do szpitala - zdecydował Harry pakując wszystkie rzeczy z powrotem do torby medycznej.
- Nie dojdę sama do auta. - zaprotestowałam pojękując z bólu.
- Co się martwisz, zaniosę cię. - rzekł i w tym momencie chwycił mnie delikatnie w tali i podtrzymując za lewą nogę zaczął kierować się w stronę swojego auta. Nie miał z tym większego problemu gdyż byłam od niego aż o 27cm niższa.
- Mam prośbę, możesz wyciągnąć moją torebkę, jest w aucie - wskazałam na nowego, połyskującego range rovera.
Chłopak posłał mi łobuzerski uśmiech i ze mną na rękach podążył w kierunku czarnego wozu. Otworzył drzwi i niczym drapieżnik chwycił moją torbę Louis Vuittton po czym wręczył ją mi.
- Uważaj! Chyba nie wiesz ile to kosztowało! - syknęłam biorąc torebusie w moje śliczne przyozdobione hybrydkami małe łapki.
- A jednak wiem niunia. - puścił mi perskie oczko tajemniczo uśmiechając się.
Zaraz po tym wsadził mnie ostrożnie do swojego porshe gdzie rozłożyłam się jak prawdziwa księżniczka i udaliśmy się w kierunku szpitala.
Zgodnie z moimi domyśleniami kostka była ponownie skręcona, jednak po tych okropnych dwóch tygodniach wróciłam do Amwell. Dzisiaj z Gucci nie trenowaliśmy dużo. Jakieś ustępowania od łydki, zmiana nogi i dalsze męczenie się z piaffem, to wystarczyło jak na powrót po przerwie. Może uda nam się coś uskrobać na tych zawodach w Londynie za miesiąc. Po jeździe rozsiodłałam księcia i odprowadziłam go do boksu.
- Cześć As - usłyszałam głos za sobą.
Odwróciłam się. Na wejściu boksu ujrzałam Harry'ego opierającego się o otwarte drzwi. Delikatnie uśmiechnęłam się w jego stronę po czym wyszłam i zamknęłam boks za sobą.
- Szybko wróciłaś do zdrowia - dodał.
- Tak, przed zawodami to konieczne - ruszyliśmy oboje ku wyjściu ze stajni.
- Sam przygotowuje się do startu za tydzień, właśnie miałem iść ustawić parkur, chcesz mi przygotować Chalk'a do jazdy? - zaproponował krzyżując ręce na piersi.
Zgodziłam się i czym prędzej podążyłam do boksu znajdującego się prawie na samym końcu stajni. Siwy pysk powitał mnie radosnym rżeniem. Pogładziłam go delikatnie po chrapkach. Nie chciałam zadrapać go hybrydkami. Chwyciłam czerwony kantar z Eskadrona i schwytałam na niego ogiera wyprowadzając go do myjki.
- Hoho kolego, nieźle się dzisiaj bawiłeś. - zaśmiałam się patrząc na zabłocone nogi ogiera.
Odkręciłam wodę i lekko spłukałam kopyta. Twardą szczotką sprawnie rozczesałam wszystkie sklejki, a miękka 'odkurzyłam' konia. Zostały kopyta i siodłanie. Do takiego siwka pasuje jasny róż. Wiem, że to mało męskie ale raz nie zawsze. W mojej szafce znajdował się właśnie taki oto piękny komplet z ochraniaczami. Nie korzystałam z niego, gdyż stanowczo nie pasował do Gucci. Po tym wszystkim Chulk wyglądał pięknie, ale nadal czegoś mi brakowało. Już wiem! Piękny, długi, gruby lekko odstający warkoczyk z przedniej grzywki dopełniał cały ten komplet. Teraz siwek wyglądał jak mała księżniczka. Nie mogłam oprzeć się zrobienia sobie z nim zdjęcia na insta i snapa. W tym momencie do stajni wrócił Harry oznajmiając, że już skończył.
- I co, jak ci się podoba? - spytałam szczerząc się szeroko zadowolona patrząc na swoje dzieło.
Harry?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz