Wypuściłem powietrze z donośnym ‘puff’.
- As, on przecież wygląda jak wielka, truskawkowa beza! – jęknąłem.
- O to chodziło – splotła ręce z tyłu, przechyliła głowę i uśmiechnęła się zadziornie.
- Kobiety… - mruknąłem pod nosem, niby cicho, ale tak żeby dziewczyna usłyszała. Sekundę później dostałem pokaźnego kuksańca w żebra. – Ej, młoda! A to za co?!
Jednak Landrynka posłała mi tylko w powietrzu głośnego buziaka, a jej ozdobione kryształkami paznokcie zalśniły w słońcu. Chwyciłem wodze i wskazałem, żeby Aspen poszła przede mną. Z uśmiechem wymalowanym na ustach przekroczyła próg stajni, kierując się na ujeżdżalnię.
Teraz pora na odrobinę lansu. Ustawiłem siedem przeszkód o wysokości plus minus 150 cm. CS jak nic. Idiotą nie jestem – nałożyłem kask i jednym płynnym ruchem dosiadłem Chalka.
- A czy ja mogę go występować? – zapytała dziecięcym głosikiem, przeciągając ostatnie słowo. Przewróciłem oczami i prychając tak samo płynnie zsiadłem z ogiera.
- A dostanę coś za to, księżniczko? – stuknąłem dwa razy w lewy policzek, patrząc wymownie. Dała mi buziaka, a sekundę później stępowała już mojego konia. Widziałem w niej wytrawnego jeźdźca, ale też okropną materialistkę. Przed oczami błysnął mi znaczek Chanel na jej sztybletach. Jak słyszałem w stajni, zamówił je specjalnie jej ojciec. Stworzone z projektu profesjonalnej jeździeckiej firmy, a jednak wyprodukowane przez jedną z najdroższych marek.
W sumie, jakoś mi to nie przeszkadza. Też się wychowałem, chodząc do szkoły w bluzkach od Pierre Cardin i jeżdżąc najdroższymi samochodami. Tak już jest, kiedy pochodzi się z lekarskiej rodziny, a dziadkowie w dodatku zostawili ogromny spadek.
Kilka minut później dziewczyna podjechała i zsiadła z Chalka. Dosiadłem go i ruszyłem kłusem, rozprężając wierzchowca przed pokaźnym parkurem. Kiedy już zrobiłem swoje, nadeszła pora na pierwsze przeszkody. Ogier szedł na razie łagodnie, chociaż czułem, że krew w jego żyłach nieźle buzuje i nie może doczekać się skoków. Pierwszy triplebare poszedł gładko, jakby to było zaledwie dziewięćdziesiąt centymetrów. Od razu najechałem na drugiego i na bieżąco w głowie układałem sobie trasę przejazdu. Powtórzyłem parkur kilka razy, a potem zwolniłem do stępa i zbliżyłem się do siedzącej na ławeczce Aspen. Przy okazji pochwyciłem błagalne spojrzenie dziewczynki także oglądającej mój trening. Zszedłem z Chalka i zdjąłem kask, podając go blondynce.
- Trzymaj, młoda. Chodź, podrzucę cię – uśmiechnąłem się szeroko i zrobiłem, co zamierzałem.
- I jak? – banan nie schodził mi z twarzy. – Cholera, cały się lepię – mruknąłem i zdjąłem polówkę Hugo Bossa, następnie podszedłem do węża służącego do zlewania ujeżdżalni, odkręciłem wodę i polałem się po klatce piersiowej, nie zważając na bryczesy i nowe oficerki. Dziewczyna przygryzła idealnie pełną wargę, a ja przez chwilę myślałem, że zrobię to za nią.
- Jest idealnie – skierowałem rozproszony w mgiełkę strumień wody na nią.
- Co powiesz teraz, As?
Aspen?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz