Westchnęłam.
- Tylko się tak nie pusz jak paw - mruknęłam. - Lipton jest młodszy niż Vida i nie tak doświadczony.
Cole jednak zignorował moją uwagę i poklepał Vidę po szyi. Przewróciłam oczami.
- Na Anioła, co ci się dzieje Cole - zaśmiałam się.
Tym razem udał obrażonego. Uniosłam brew. Oboje wybuchliśmy śmiechem. Około 19 wróciliśmy do stajni. Za godzinę zamykali więc szybko wyczyściłam konia, pożegnałam się z Cole'm i razem z Primero pobiegłam do domu. Veronica dalej bawiła się swoimi Barbie, a matka i ojciec siedzieli i oglądali jeden z tych swoich seriali.
***
Rano odwiedziłam Liptona i postanowiłam go wylonżować. Ogier ochoczo przyjął jabłko pod koniec treningu i szturchnął chrapach moją kieszeń.
- Nie mam więcej ty żarłoku! - zaśmiałam się.
Wtedy dostałam SMS'a. Nadawcą był Cole. Nic dziwnego. W końcu wczoraj dałam mu swój numer żeby móc łatwiej się kontaktować.
"Jesteś w stajni? Jak tak to podejdź pod boks Vidy"
Zdziwiłam się. O co mu mogło chodzić? Cmoknęłam na angloaraba.
***
Okazało sie że Vida zwichnęła staw skokowy. A przynajmniej tyle dowiedziałam się od weterynarza i Cole'a. Wolałam nie pytać jak to się stało choć odpowiedź była raczej prosta. Wczoraj wieczorem gdy wracaliśmy po lesie, Vida jakoś dziwnie szła. Jednak byliśmy zmęczeni i nie zwróciliśmy na to uwagi. Tylko po czym sobie go zwichnęła? Na łące świetnie sobie radziła i jakby... Latała!
- Jak to się stało? - zapytałam.
Cole wzruszył ramionami lecz wiedziałam że tak naprawdę wie jak to się wydarzyło i nie chce mi powiedzieć.
Cole? Przyda się nutka dramatyzmu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz