+

Archiwum

Etykiety

Aleksandra (2) Alexandra (2) Allijay (2) Amelia (11) Ashley (9) Ashton (2) Aspen (6) Astrid (2) Aviana (1) Carmen (7) Carter (2) Cole (7) Cruz (1) Damien (2) Daniel (16) Delfina (2) Dezydery (1) Eden (3) Eleonora (2) Elizabeth (2) Gabrielle (3) Giselle (2) Gwen (3) Harry (3) Heather (6) Igor (1) Iris (1) Jack (2) Jean (1) Josephine (2) Leo (2) Liam (1) Luke (1) Maxine (3) Naomi (1) Naomi Sullivan (1) Nowa postać (50) Olivier (2) Raven (1) Rebeca (1) Skylar (1) Sophie (2) Steven (1) Thomas (2) William (1)

Popularne posty

Od Daniela CD. Amelii

W każdym razie, mam już odpowiedź, jeśli nadal masz ochotę ją usłyszeć.
Nie sądziłem, że tak łatwo uda mi się to z niej wyciągnąć. Ba, Amelia nie miała nawet żadnych oporów i dość szybko dała się przekonać.
Wzruszyłem ramionami, stojąc na przeciwko niej w ciemnym korytarzu. Uniosłem brwi, a moje ciekawskie spojrzenie wlepiło się w Whitehall, która przez chwilę stała w bezwzględnej ciszy, jak gdyby wertując i układając w swoich myślach słowa, które zaraz wypłyną z jej ust.
– No więc, pamiętasz może sezon w dwa tysiące trzynastym? Wtedy, kiedy się tutaj przeniosłam, jeszcze bez Kit Kata. Jeździłam w londyńskim klubie i akurat zaczynałam startować w P-tkach. I… Dobra, bez owijania w bawełnę. Cały sezon byłam druga, zaraz za tobą. Nie zrozum mnie źle, nie mam za złe tego, że wygrywałeś, w końcu, taki jest sport. Właściwie, chodzi mi tylko o to, że na zakończeniu startów, pod koniec października, byliśmy razem na imprezie u jednego z organizatorów. Podeszłam do ciebie, żeby pogratulować ci udanego sezonu, a ty, jak gdyby nigdy nic, nie dając mi nawet dojść do słowa, odpaliłeś, że może kiedyś uda mi się cię pokonać i żebym nie zniechęcała się zbyt szybko, bo na pewno nie zdarzy się to w najbliższym czasie. – Dziewczyna zakończyła swój monolog i wlepiła we mnie oskarżycielskie spojrzenie. – Dobra, generalnie chodzi mi o to, że kiedy ja starałam się być miła, ty okazałeś się bucem i kompletnie mnie do siebie zniechęciłeś. Od tego czasu mam o tobie takie, a nie inne zdanie. Koniec, kropka – dodała. Splotła ręce na piersi i uniosła wyżej głowę, a grymas malujący się na jej twarzy wskazywał tylko na jedno: Co szanowny Daniel Herring ma mi do powiedzenia? 
Co mogłem powiedzieć jej o sytuacji, której nawet nie pamiętam? Nie, nie miało to nic wspólnego z ilością alkoholu spożytkowanego na tejże imprezie (a zdarzało mi się w tamtym wieku całkiem nieźle od czasu do czasu zabalować, to fakt), a raczej z tym, że czasem niektóre fakty i zdarzenia po prostu zamazywały się ludziom w ich umysłach. Szczególnie jeśli było się na wielu tego typu imprezach, bo i zawodów było dość dużo. Nie pamiętałem zaistniałej sytuacji, o której wspomniała przed chwilą Amelia, fakt faktem – jakaś impreza była, ale to tyle w tym temacie.
– Tak myślałam – warknęła i odwróciła się na pięcie, po raz kolejny znikając gdzieś w głębi stajni i zostawiając mnie samego na środku korytarza. Miałem ją za to przepraszać, okazać skruchę słowami wypowiedzianymi na imprezie i po kilku piwach? 
Pokręciłem od niechcenia głową. Burza nadal strzelała piorunami gdzieś poza obrębem stajni. Przygryzłem wargę, kierując się w zupełnie przeciwną stronę, niż zrobiła to dziewczyna. Powinienem jej to chociaż po części wyjaśnić, ale wątpię, że moje tłumaczenia w jakikolwiek sposób jednego wieczora zmieniłyby jej nastawienie względem mnie. Poza tym – nie zależało mi na jej sympatii. 
Uchyliłem tylne drzwi stajni, gdzie uprzednio spaliłem papierosa i wyszedłem na zewnątrz. Usiadłem na ziemi, opierając się o ścianę budynku. Na dworze padało, ba – wręcz lało, a niebo dosłownie co kilka chwil rozbłyskało na ułamek sekundy białym światłem. Patrzyłem na grzmoty, które co jakiś czas uderzały gdzież za horyzontem z głośnym hukiem. Ostatnie nadzieje o choćby przywrócenie prądu w stajni prysnęły dość szybko, kiedy po kilku minutach siedzenia na zewnątrz, wszystkie dźwięki wydawane przez grzmoty i pioruny zdawały mi się nasilać. Wstałem i ruszyłem z powrotem do ,,bezpiecznej strefy" jaką była, rzecz jasna, stajnia. 
Westchnąłem cicho, a na moją twarz wkradła się zażenowana mina. Ruszyłem cichym, powolnym krokiem w stronę szatni. Po drodze wyjąłem z kieszeni telefon, lecz ku mojemu rozczarowaniu – nie zdarzył się żaden cud i komórka nadal pozostawała rozładowana. Świetnie, nie wiem nawet, która godzina.
Uchyliłem drzwi szatni, lecz, o dziwo, nie zastałem tam Amelii. Dziwny – delikatny, ale wyczuwalny – ścisk zagościł w moim żołądku. Nie, cholera, wcale nie zmartwiło mnie to, że jej tutaj nie ma. Na pewno gdzieś się zaszyła, obrażona na mnie bardziej niż kiedykolwiek indziej. I tyle. Zatrzymałem się w progu szatni, bijąc się z własnymi myślami. Poszukać jej, a może zostać w szatni i mieć kompletnie wylane na wszystko? Swoją drogą, muszę jeszcze pomyśleć, gdzie tak naprawdę mogę się zdrzemnąć, bo chcąc nie chcąc, dopiero teraz zaczynałem sobie przyswajać do wiadomości fakt, że będę musiał tutaj przenocować. A o ósmej mam trening z Portosem, trener w końcu wraca z urlopu i postanowił już od rana męczyć i mnie i konia. Ciekawe co powie na fakt, że utknąłem w stajni z bojącą się ciemności i burzy dziewczyną, która na dodatek mnie nie lubi?
Czemu jej tutaj nie zamknąłeś? – zapewne tak brzmiałaby jego odpowiedź. Dlatego był jednym z nielicznych trenerów, których lubiłem i – którzy lubili mnie. 
Przewróciłem oczami, kiedy nagle ujrzałem Amelię wychodzącą z siodlarni. Kiedy mnie zauważyła, jej czoło niemalże od razu zmarszczyło się w złości. Zaśmiałem się tylko pod nosem. Gdyby nie ta ciemność, zapewne ujrzałbym tę słynną czerwień, która maluje się na jej twarzy zawsze, kiedy się wścieka.
– Miało być zawieszenie broni – powiedziałem, unosząc dłonie do góry. Na mojej twarzy wymalował się udawany strach, a ręce wystawione przed siebie były gestem obronnym, na wypadek gdyby dziewczyna chciała obładować mnie pięściami. Spoważniałem jednak nieco, widząc Whitehall, która najwyraźniej zdenerwowała się jeszcze bardziej. 
– Dobra... To co powiedziałem trzy lata temu... Byłem szesnastoletnim gówniarzem, w dodatku nieco upitym. Teraz niektóre sprawy uległy zmian...
– Nadal nim jesteś. Nic się nie zmieniłeś i nie musisz się nawet wysilać, bo i tak wiem, że nie jest ci przykro – mruknęła, a jej twarz nieco zelżała. Powinno mi się zrobić jej szkoda? Miałem powiedzieć, że... przepraszam? Przecież nic takiego się, poza tym, nie stało. Ale najwidoczniej tylko dla mnie. 
– W szatni w ostatniej półce od ściany są śpiwory – mruknąłem cicho, zmieniając temat. – Nie wiem czy planujesz iść dziś spać, ale ja tak, bo mam jutro rano trening – dodałem i wszedłem do szatni. 
Tak naprawdę szczerze wątpiłem, że zasnę dzisiejszego wieczora, dlatego usiadłem na wcześniej zajmowanym przeze mnie krześle i wbiłem pusty wzrok w okno, za którym burza szalała w najlepsze. 

Amelia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz



Szablon dostosowany do przeglądarki internetowej Google Chrome. ©Agata | WS | x x.