+

Archiwum

Etykiety

Aleksandra (2) Alexandra (2) Allijay (2) Amelia (11) Ashley (9) Ashton (2) Aspen (6) Astrid (2) Aviana (1) Carmen (7) Carter (2) Cole (7) Cruz (1) Damien (2) Daniel (16) Delfina (2) Dezydery (1) Eden (3) Eleonora (2) Elizabeth (2) Gabrielle (3) Giselle (2) Gwen (3) Harry (3) Heather (6) Igor (1) Iris (1) Jack (2) Jean (1) Josephine (2) Leo (2) Liam (1) Luke (1) Maxine (3) Naomi (1) Naomi Sullivan (1) Nowa postać (50) Olivier (2) Raven (1) Rebeca (1) Skylar (1) Sophie (2) Steven (1) Thomas (2) William (1)

Popularne posty

Od Daniela CD. Astrid

Ten dzień był jednym z tych, których najbardziej nie znosiłem w całej mojej życiowej rutynie. Dzień, w którym miałem ochotę wyjechać gdzieś daleko, z dala od wszystkich ludzi, próbujących wejść mi na głowę i spierdolić wszystko tak, jak to się stało dzisiaj. Nieobecność rodziców w jakiś sposób zaczynała mnie powoli przytłaczać. Jeszcze jeden dzień, powtarzałem sobie, mimo że moje uczucia co do powrotu ,,ukochanej" matki nadal były mieszane. W tej kwestii nic a nic się nie zmieniło. Jakby tego było jeszcze mało, Portosa też coś ugryzło. Trening, który najpierw miał być dość luźną jazdą na cavalletkach i niskich krzyżakach, zamienił się w totalny chaos. Nie mogłem go uspokoić, płoszyło go dosłownie wszystko, już przy czyszczeniu rozsyłał dookoła swoją jakże niespokojną aurę, a wszystko to tylko pogłębiło się po zajęciu przeze mnie miejsca na jego grzbiecie. Wyrywanie, baranki i nagłe odpały do dzikiego galopu. Po prostu świetnie. Dlatego trening zakończył się jedynie na kilku kółkach galopu poprzedzonych wieloma próbami bezskutecznego siłowania i batów. Czyżby jednak lekkie zaniedbanie intensywniejszych treningów podczas nieobecności trenera i rodziców było błędem? Szczególnie w przypadku dość temperamentnego sportowego konia? Nie, wcale, skąd w ogóle taki pomysł? 
Ten dzień był jednym z tych, w których udawałem się wieczorem nad jezioro aby przemyśleć to i owo. W samotności, bo tak myślało mi się najlepiej, a i nie lubiłem gdy ktoś widzi mnie w takim stanie. Co to to nie.
Zanurzyłem dłoń w tylnej kieszeni spodni. Są. Co pomaga w przemyśleniach? W każdym razie, co pomaga w przemyśleniach MNIE? Papieros w ustach i dym sączący się z fajki są w pewnym sensie relaksujące, lubię to, czasem. 
Zamknąłem boks Portosa, mierząc w jego kierunku poirytowanym spojrzeniem.
– Wal się – mruknąłem i spojrzałem na zegar wiszący nad drzwiami prowadzącymi na zewnątrz stajni. Dwudziesta trzydzieści cztery. Świetnie, o tej pory raczej każdy z jeżdżących opuszcza już stadninę, a więc i ciekawskie oczęta nie powłóczą za mną nad jezioro. 
Ruszyłem szybkim krokiem, gasząc światło na stajennym korytarzu. Nikogo nie było w środku, a stajenny zapewne kręci się gdzieś na dworze i ściąga ostatnie konie z karuzeli. Ja sam ruszyłem w stronę obranego mi na samym początku celu – niewielkiego pomostu nad pobliską wodą. Cały czas, idąc w kierunku jeziora, obracałem w lewej dłoni czarną zapalniczkę. 
– Ty palaczu – mruknąłem sam do siebie, a na moją twarz wkradł się niewielki uśmiech. Ta, śmieję się sam z własnych żartów, o ile można to nazwać żartem

*

Ukucnąłem na drewnianym pomoście, wydobywając z tylnej kieszeni paczkę papierosów. Pojedyncze sztuki ubywały w dość wolnym tempie, zważywszy na to, że – jak już wcześniej wspomniałem – rzadko mam w zwyczaju palić. Fajka spoczęła w moich ustach, a już po chwili, z buzi wydobył się szarawy dym, ginący wśród gęstniejącej dookoła ciemności. 
Znieruchomiałem na chwilę, słysząc niepokojący mnie szelest w odległości kilkuset metrów. Uchyliłem w nieznacznym stopniu głowę w kierunku dziwnego dźwięku, świecąc w tamtą stronę latarką z telefonu. Szelest – jak mniemam – wydał rower, który właśnie rzucił mi się w oczy, postawiony nieopodal jednego z drzew. 
Czułem na sobie cudze spojrzenie, miałem tylko nadzieję, że to nie jakiś seryjny zabójca, który chce wepchnąć mnie do jeziora, no bo – jakby nie patrzeć – ma do tego świetne warunki. Zważywszy na to, że znajduję się na krawędzi pomostu. Osoba ta, jednak, nie miała najwidoczniej w planach ruszenia w moją stronę, ba - nie próbowała się nawet odezwać. 
– Wiem, że tam jesteś – mruknąłem, odwracając głowę w stronę postaci. – Zauważyłem rower – dodałem, widząc na samym końcu pomostu jakąś dziewczynę. Uniosłem nieznacznie prawą brew, a na moją twarz wkradł się tajemniczy uśmieszek. A więc to to jest ten tajemniczy zabójca? 
Wstałem i dopaliłem w szybkim tempie papierosa, który do tej pory spoczywał w moich ustach. Dym po raz ostatni wydobył się z moich ust, a ja ruszyłem w stronę dziewczyny. Interesowało mnie, co tutaj robiła, zważywszy na to, że było już dość późno.
– Jestem Daniel – mruknąłem, mierząc dziewczynę w całej okazałości zaintrygowanym spojrzeniem. – A ty? – dodałem spoglądając prosto w jej ciemne oczy. Ciężko stwierdzić tak w sumie, teraz wszystko – jakby nie było – skryte zostało ciemnością. 
– Astrid – powiedziała cicho, wkładając jedną z dłoni do kieszeni spodni. 
– Cóż, następnym razem przyjedź trochę wcześniej, to może też załapiesz się na jedną. – Widząc na twarzy dziewczyny zmieszanie połączone z niepewnością co do wypowiedzianych przeze mnie słów, wyjąłem z paczki fajek, spoczywającej w kieszeni moich jeansów, papierosa i przyłożyłem go do ust, po czym znowu schowałem. Na twarzy Astrid nadal pozostawał ten sam wyraz twarzy, przez co i ja stałem się nieco zdezorientowany. – Tak tylko mówię – wzruszyłem ramionami, widząc, że najwidoczniej czuła się tym moim nagłym najściem nieco skrępowana.

Astrid? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz



Szablon dostosowany do przeglądarki internetowej Google Chrome. ©Agata | WS | x x.