+

Archiwum

Etykiety

Aleksandra (2) Alexandra (2) Allijay (2) Amelia (11) Ashley (9) Ashton (2) Aspen (6) Astrid (2) Aviana (1) Carmen (7) Carter (2) Cole (7) Cruz (1) Damien (2) Daniel (16) Delfina (2) Dezydery (1) Eden (3) Eleonora (2) Elizabeth (2) Gabrielle (3) Giselle (2) Gwen (3) Harry (3) Heather (6) Igor (1) Iris (1) Jack (2) Jean (1) Josephine (2) Leo (2) Liam (1) Luke (1) Maxine (3) Naomi (1) Naomi Sullivan (1) Nowa postać (50) Olivier (2) Raven (1) Rebeca (1) Skylar (1) Sophie (2) Steven (1) Thomas (2) William (1)

Popularne posty

Od Heather CD Ashton'a

Od dziecka wiedziałam, że moje sny nie prezentują sobą niczego dobrego. Zwykle nie były pozytywne, jak to ludzie opisują, że, na przykład, biegają po łące z jednorożcami i pegazami, patrząc na chmury zrobione z waty cukrowej i oddychając oparami marihuany miast zwykłym tlenem. Moje nie przypominały tych cudownych wytworów właściwie niczym. Niemalże każdej nocy śniło mi się coś złego - a to, że coś stało się Squaw, później, że ludzie w końcu zaczęli reagować na mój choleryczny charakter i odwrócili się ode mnie, w końcu jak cały mój świat wywraca się do góry nogami: dosłownie. Ostatni z przykładowych snów, które mnie nawiedzały można by bardziej plasować w typowe koszmary po traumatycznych zdarzeniach. Otóż, bardzo często, gdy tylko zamykałam oczy i kładłam głowę na poduszkę, do mojego umysły bezlitośnie wkradały się bolesne wspomnienia, dusząc, atakując, krępując i zmuszając do tego, bym ponownie przeżywała mój własny koszmar na jawie oraz - o zgrozo! - żebym znów budziła się zlana nieatrakcyjnym potem, opuchnięta na twarzy przez równie nieatrakcyjny co pot - płacz. 
Tak też było dzisiaj. Koszmar zaczął się tak jak zawsze - ja w swojej dziewięcioletniej postaci - wsiadłam do tego pamiętnego, teraz już skasowanego, starego i poczciwego garbusa. Nigdy nie byliśmy zamożni i cieszyliśmy się z tego, co mieliśmy. Zaraz za mną wsiadł Michał, po czym zapiął moje pasy i cmoknął mnie w czoło, jak to zawsze miał w zwyczaju. Mała Heather - a właściwie jeszcze wtedy Honorota - zawsze w tym momencie chichocze uroczo, a ta teraźniejsza, leżąca w łóżku, kręci się niespokojnie, bo doskonale wie, co ją czeka, i wie też, że nie da rady tego powstrzymać. Po chwili do auta wsiedli pozostali domownicy, uśmiechając się do swoich pociech w lusterku. Dzieci uśmiechnęły się do swoich rodzicieli, z ciekawością pytając, gdzie jadą. 'Zobaczysz, myszko'. Usłyszałam głos swojego ojca, tak boleśnie znajomy, i tak bardzo realny, jakby na prawdę przed chwilą to do mnie powiedział. Ruszyłam się w łóżku spazmatycznie, czując oblewający mnie zimny pot.
Sceneria szybko się zmieniła. Po chwili, zamiast widzieć w przednim oknie swoją małą, wiejską i typowo polską posiadłość, widziałam rozciągającą się szosę. Serce Heather leżącej w łóżku zamarło, a Honoraty zabiło szybciej z radości, kiedy w radio puścili jej ulubioną piosenkę. Dziewczynka zaczęła śpiewać wraz z kobietą; jej głos brzmiał bardzo piskliwie przy wypracowanym tonie wykonawczyni. Dokładnie w momencie, kiedy dziewięciolatka skończyła zwrotkę, przez cudowną i rozbawioną wyczynami dziecka atmosferę przedarł się krzyk kobiety, matki Honolulu. Dziewczynka wciągnęła gwałtownie powietrze, a jej starsza odpowiedniczka, w sensie, ja, szarpnęła się gwałtownie w łóżku, łkając żałośnie i cały czas powtarzając 'błagam, nie', jakby była to moja mantra i modlitwa po wsze czasy. Na nic się jednak zdały moje prośby. Po chwili w śnie dało się usłyszeć pisk opon i głośny huk. Świat zaczął wirować - w starego, poczciwego garbusa wjechało o wiele większe auto. Zderzenie było czołowe - garbusik odskoczył od sprawcy i wpadł do rowu dachem na ziemię. Mała Heather zaczęła płakać, nawołując swoją rodzinę. Krzyczała, prosiła, błagała, by  jej nie zostawiali. Dopiero po paru chwilach usłyszała głos swojego brata, po czym jego ciepła dłoń wylądowała na ręce jego młodszej siostry. Pięć słów, które usłyszałam zaraz po wypadku zapamięta, na zawsze. 'Nigdy Cię nie opuszczę, siostrzyczko.'.

***

Wrzasnęłam głośno, oblana potem. W moim pokoju panował półmrok, a fakt, że miałam oczy zaklejone od łez wcale nie pomagał w rozjaśnieniu widzenia - właściwie tylko pogarszał sprawę o jakieś dwieście razy. Przetarłam oczy, starając się uspokoić dzikie walenie serca. Poważnie, gdyby nie fakt, że słuchałam na lekcjach biologii i wiem, że najważniejszy organ w ten sposób mi pomaga, byłabym święcie przekonana że próbuje mnie zabić i zmielić moje żebra na cholerną papkę kostną. Przeczesałam prawą dłonią mokre od potu włosy i wypuściłam spomiędzy spierzchniętych warg drżący oddech. Moja kołdra leżała pokopana w nogach łóżka, zwisając beznamiętnie z krawędzi mojego łóżka. Westchnęłam i przymknęłam lekko powieki. Spokojnie, Heather. Uspokajałam się, wyrównując bicie serca. Wdychaj spokój, wydychaj nerwy. To już było i nie wróci więcej.
- Tak samo jak moi rodzice. - Odezwałam się do lodowatej i przerażającej ciszy, która panowała w pokoju. Poczułam, jak łzy znów zbierają się w moich kanalikach łzowych i starałam się zrobić wszystko, byleby tylko nie pociekły po moich, zapewne zaczerwienionych polikach. Moje próby jednak zakończyły się fiaskiem - już po chwili miałam twarz mokrą od łez.
Położyłam się, na powrót zwijając się w precelka i kołysząc w pozycji sierocej, mocząc poduszkę kolejnymi hektolitrami łez. Nawet nie wiedziałam kiedy i jak, ale na mojej talii wylądowała czarna kupka sierści, prychając na mnie i miaucząc mi do ucha, wtulając swój mały, kulisty łebek w moje żebra. Podniosłam głowę i spojrzałam na telefon; na - zbyt jasnym jak na mój zaspany gust - wyświetlaczu pojawiła się piękna i zdecydowanie wczesna godzina, 6:30. Jęknęłam cicho i rzuciłam Iphone'm w poduszkę, głęboko w duszy mając nadzieję na to, że przedmiot zdechnie. Westchnęłam cicho, po czym dałam sobie samej mentalnego kopniaka w tyłek. Uniosłam prawą rękę i przeniosłam ją w okolicę swojej talii, łapiąc w dłoń Miauczącą Inteligętną Terapeutkę Od Spraw Koszmarów. Mała kocica nie miała więcej niż 10 miesięcy, a nazywała się Mitosk, od skrótu, który rozwinęłam wyżej. Mimo, że tak ją nazwałam, najczęściej zwracam się do niej Mała Mi albo po prostu Mi. Dlaczego mała? Ponieważ była ostatnią z miotu - mimo swojego wieku, niemal, dalej wyglądała jak kocię. Złapałam ją za jej tłuściutkie boczki i uniosłam do swojej twarzy; poczułam na nosie jej mokry, czarny nosek, a jej złote oczka spojrzały na mnie mądrze. Kociczka podniosła łapkę i położyła mi ją na policzku, a ja cmoknęłam ją w łepek, po czym ułożyłam ją wygodnie obok swojego ciała.
Mimo tego, że koszmar dalej dawał się we znaki z tyłu mojej głowy, zapadłam w, tym razem błogi sen, wsłuchując się w miarowe chrapanie Mi.

***

- Heather, na litość boską, powiedz tej swojej kotce, żeby nie błagała mnie o moje śniadanie. Nie będę dzielić się jedzeniem z żadną łajzą. - Westchnęłam zmęczona, słysząc po raz kolejny głos mojej ciotki, która burczała pod nosem, wyzywając moją Małą Mi. Odwróciłam się w jej stronę, unosząc znacząco brwi, na co ta spojrzała na mnie z typowym błyskiem w oku,, przynależnym tylko rodzinie Otrębskich/O'connor. - Oczywiście, oprócz Ciebie. - Dodała śpiewnym tonem, posyłając mi całusa w powietrzu. Wykręciłam oczami na jej denną uwagę, w duchu gratulując jej tego, że znalazła tak ciętą ripostę. Westchnęłam, cmokając cicho na swoją kotkę, która posłała ciotce ostatnie, smutne spojrzenie, po czym przydreptała do mnie szybko, łasząc się do moich nóg. Pochyliłam się, by zawiązać sznurówki, po czym uniosłam swoją kotkę na ręce i chwyciłam swoją torbę, która leżała na stojaku w holu. Spojrzałam na ciotkę, która dalej uśmiechała się do mnie z wielką dumą z tego, co przed chwilą powiedziała; ja za to w myślach zabiłam ją już po raz kolejny tego dnia. Położyłam swoją kotkę na domku do drapania, by zajęła się czymś pożytecznym, zamiast zajmowania się swoją masą i spojrzałam na ciotkę. 
- Rzeczywiście, bardzo śmieszne, aż boki zrywać - żachnęłam się, po raz kolejny wykręcając oczyma. Odgłos uderzania sztućcy o talerz umilkł gwałtownie, a ciotka spojrzała na mnie spod zmrużonych powiek.
- A Ciebie co ugryzło? - warknęła, patrząc na mnie jak na największego wroga. Byłam już odwrócona do drzwi wejściowych; ba, nawet już je otwierałam. Przystanęłam jednak, odwracając głowę lekko w stronę blondynki, która znów zaczęła swój wywód. - Ty mnie możesz obrażać i wyzywać kiedy chcesz, a jak ja raz powiem coś, co nie jest po Twojej myśli to od razu obraza majestatu Królowej Heather. - Fuknęła rozwścieczona, odsuwając krzesło z głośnym piskiem. Wzdrygnęłam się na ten dźwięk; nie wiem czemu, ale cholernie mi przypomniał pisk hamulca z mojego snu. Parada dreszczy przemaszerowała przez mój kręgosłup, wzbudzając we mnie nieprzyjemne spojrzenia; zawsze tak było, kiedy śnił mi się ten specjalistyczny, za bardzo realny sen. Spojrzałam na ciotkę kątem oka, przybierając najbardziej lodowaty i obojętny wyraz twarzy, na jaki było mnie aktualnie stać.
- Koszmary. - Odpowiedziałam prosto z mostu i wymaszerowałam z domu, trzaskając za sobą ostentacyjnie drzwiami. Ostatnie, co zobaczyłam w czeluści bezpiecznego mieszkania było zdziwione spojrzenie mojej prawnej opiekunki.

***

- Odbierz, odbierz! - Burknęłam do słuchawki, po raz kolejny wykręcając numer do Michała. Po raz chyba trzeci jedyne, co usłyszałam, była poczta głosowa i jej wkurwiający dźwięk. Abonament chwilowo niedostępny, prosimy spróbować później. - Pierdolony idioto, odbierz! - wydarłam się do słuchawki, zamykając za sobą bramę do padoku, na który przed chwilą wprowadziłam swoją klacz. Squaw spojrzała na mnie, jakby z mordem w oczach, ale posłałam jej tylko szybkiego całusa i odwróciłam się na pięcie.
- Też Cię kocham, siostrzyczko. - Usłyszałam w słuchawce głos swojego brata, trochę rozbawiony, trochę zdenerwowany, ale dalej dało się w nim wyczuć łagodność, z jaką zawsze mnie traktował. Uśmiechnęłam się łagodnie, czując, jak wspomnienie snu zmywa się ze mnie wraz z pierwszymi słowami brata. 
- Michael... - Wyjąkałam cicho, czując jak serce bije mi coraz szybciej ze szczęścia. Tak dawno go nie słyszałam, że niemal od razu oczy napełniły mi się łzami szczęścia. 
- Michał. I skoro gadasz ze mną, mów po polsku, cholerna brytyjko. - I cały czar prysł - typowy O'connor, przepraszam, Otrębski. Po prostu tak ma, że raz jest łagodny i kochany, a raz wyzywa i drwi bez przerwy. 
- Spierdalaj. Mówię jak mi się chce, z kim mi się chce i gdzie mi się chce. - Odburknęłam, osuszając szybko łzy. Nie chciałam płakać przez tego kochanego, ale i wrednego brata.
- Wedle uznania, Honolulu. - Odpowiedział mi rozbawiony. Usłyszałam warkot silnika, który przypomniał mi o śnie, Czy on rozmawiał ze mną przez telefon i prowadził? Usłyszałam pikanie i to, że silnik już się wyłącza, więc wywnioskowałam, że właśnie się zatrzymał. Mimo to, postanowiłam opieprzyć go za to przy następnej okazji, gdy spotkam go twarzą w twarz. 
- Heather. - Fuknęłam nieźle wkurzona, coraz mocniej stawiając kroki. Piach burzył się pod moimi stopami, tworząc wokół mnie istną sztorm z furią w roli oka cyklonu. - Nazywam się Heather, M i c h  a l e. Skoro ja muszę mówić Twoje imię po polsku, Ty musisz się zwracać do mnie po brytyjsku. I nigdy więcej nie mów do mnie Honolulu.
- W porządku, jak chcesz. - Westchnął zrezygnowany. Po drugiej stronie usłyszałam trzask, co świadczyło o tym, że właśnie wysiadł z auta. - Dzwonisz, bo masz jakąś sprawę, czy tak po prostu nie miałaś się na kim wyżyć? - Spytał szybko. Usłyszałam dzwonienie kluczy; musiał przełożyć telefon do ręku 
- Śnił mi się wypadek - powiedziałam prosto z mostu, ponownie starając się odgonić łzy. Po drugiej stronie wszystko ucichło - nawet kroki mojego brata przestały odbijać się w żwirze, byleby jak najbardziej przestać hałasować. Usłyszałam jego ciężkie westchnienie i wiedziałam, że zrozumiał i znów włączył się jego tryb wspaniałego brata.
- Oh, siostrzyczko... - Wyszeptał powoli, mówiąc do mnie jak do spłoszonego zwierzęcia. Przygryzłam lekko wargę, czując jak łzy napływają mi do oczu. Przystanęłam i oparłam się o gmach biurowy, dzięki czemu miałam wgląd na przystojniaka, który spoglądał na swojego konia - wygląda na to, że byli to Ci nowi, którzy mieli dzisiaj dołączyć do naszego wesołego, baraniego stadka. - Przyjadę jak tylko będę mógł...
- Że niby do tej Twojej osranej siostrzyczki mam jechać? Nie ma mowy. - Usłyszałam przytłumiony, piskliwy głos mojej pożal się Boże szwagierki - Bruny. Kobieta nie dość, że brzydka, to jeszcze głupia jak but, cholera, i z durnowatym imienie. Zawsze mnie nienawidziła, z resztą, z wzajemnością - Jeśli ja nie pojadę, a muszę Ci przysiąc, że ostatnie, na co mam, kurwa, ochotę to wyjazd do tej pipidówy, w której zamieszkała Twoja dziwkarska siostrzyczka, to i Ty nigdzie nie pojedziesz.
- Włącz na głośnik. - Powiedziałam, zaciskając palce na swoim telefonie. No przepraszam bardzo, ale żadna blond wywłoka nie będzie mnie obrażać.
- Heather... - Odezwał się Michał, jakby chciał mnie uspokoić, znaleźć słowa, które by mnie udobruchały. Ale takowe w żadnym wypadku nie istniały. A bynajmniej nie w przypadku Bruny. Dosłownie, jeśli wiecie, o co chodzi. 
- TERAZ. - Warknęłam wściekła. Usłyszałam jego zdruzgotane westchnięcie, a po chwili przez głośnik zaczęłam słyszeć więcej detali z drugiej strony.
- Oh, kochana, chciałaś ze mną porozmawiać? - Bruna zaświergotała uroczo, tak strasznie jadliwie, że zabolało mnie serce; przecież mogłybyśmy być największymi przyjaciółkami, a teraz jedyne na co mam ochotę to rozszarpać jej pierdolone gardło.
- Żebyś, kurwa, wiedziała. Mam parę spraw, i słuchaj uważnie, bo z Twoim tlenionym blondem i faktem, że jesteś idiotką, muszę Ci to przypomnieć. I nie przerywaj mi, bo, przysięgam, że kupię pierwszy lepszy lot do Polski i przylecę. A pamiętaj, że przede mną nie ma ucieczki. - Wywarczałam, dosłownie, jak wściekły wilk. Czułam tak wielkie zdenerwowanie, że nawet idealny widok na zgrabny tyłek jakiegoś nowego chłopaka w Amwell nie poprawił mi humoru. - Podpunkt A - pipidówą to jest ta Twoja obsrana wieś. Jak ona się zwie, Pizdowo? Oh, to by nawet pasowało, Jestem z Anglii, więc jestem angielką, jesteś z pizdowa, więc jesteś pizdą. Wredną pizdą. - Fuknęłam, przeczesując włosy. - Dodam, że osrane to są te Twoje obrzydliwe, rzadsze od kału mojego kota włosy. Czym Ty je myjesz, łajnem? Muszę przyznać, że nie tylko wyglądają jak gówno, ale i pachną jak one. Nawet teraz to czuję. - Burknęłam, coraz mocniej ściskając telefon w dłoni - był to wręcz cud, że urządzenie nie rozpadło się w mojej dłoni na pierdyliard kawałeczków. - Jeśli dobrze kojarzę, narzeczeństwo nie jest nie rozrywalne, więc stul dziób, tępa dzido, podobnie jak Ty i mój brat nie jesteście jedną postacią, więc, szczerze Ci mówię, mam wyjebane na to, czy chcesz jechać, czy nie. Michał jedzie i koniec. - Powiedziałam, już spokojniej. - I jeszcze raz powiesz, że jestem dziwkarska, a pokaże Michałowi to, co znalazłam w Twoim telefonie jak ostatni raz byłam w polsce. Może i chujowy ze mnie informatyk, ale z Ciebie jeszcze gorszy kodownik czy coś takiego, bo hasło 1234 nie jest zbyt oryginalne. Oh, zapomniałam, to hasło do rozłożenia Twoich nóg, nie? - Zadrwiłam pogardliwie. Po raz kolejny przeczesałam włosy swoją prawą ręką, po czym wyprostowałam się i odbiłam biodrem od płotka, o który się opierałam. - Do zobaczenia, Mickey! - Krzyknęłam szybko i rozłączyłam się, nim ktokolwiek z nich zdążył cokolwiek powiedzieć po moim wybuchu. Odetchnęłam szybko i ruszyłam żwawym krokiem w stronę tego nowego. Stał tam i stał, a ja po prostu potrzebowałam zaczepki, a skoro mam taką pod nosem, czemu nie skorzystać?
- Będziesz tu tak siedzieć przez cały czas? - Warknęłam, podchodząc do niego i do konia który spojrzał na mnie nie ufnie. Miałam ochotę na niego prychnąć jak Mi, ale nie jestem dzieckiem, prawda?
<Ash? XDD>
 To jest mowa Polska, jakby kto nie kminił, bo bądź co bądź ale skoro jesteśmy w Anglii to mówimy po angielsku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz



Szablon dostosowany do przeglądarki internetowej Google Chrome. ©Agata | WS | x x.