Zrozumiałam, o co mu chodziło za pierwszym razem. Nie chciałam wyglądać na tak bardzo zniechęconą, jak się czułam, ale odrobinę mi nie wychodziło. Mój wyraz twarzy nie zmienił się ani o szczegół kiedy podjął próbę wyjaśnienia mi swoich słów. Spojrzał się na mnie jak na głupią - a przynajmniej ja to tak odebrałam - i trochę się wycofał.
Spojrzałam na swoje buty, żeby nie patrzeć w jego stronę i nabrać odwagi.
- Tak naprawdę... Nie, dziękuję. Papierosy nie są dla mnie. - Byłam stuprocentowo pewna, że zaraz zacznie się gadka pod tytułem "papierosy są całkiem fajne" lub "co jest takiego złego w próbowaniu?", ale kiedy z powrotem uniosłam wzrok nie wydawało mi się, że Daniel się do tego szykuje. Co prawda, jego spojrzenie nabrało innego wyrazu, ale nie potrafiłam stwierdzić, co mu chodzi po głowie. Spojrzałam w bok. - Mówiąc szczerze... Mam dość papierosów. Też pewnie miałbyś dość, gdyby cała twoja rodzina paliła - dodałam ryzykownie.
Ryzykownie, bo była to niebezpośrednia krytyka skierowana w stronę palaczy i chociaż wątpiłam, by go to uraziło - czułam się niepewnie. Skierowałam swój nerwowy wzrok w jego stronę.
- Okej... - odpowiedział jedynie, ważąc każde słowo. Skrytykowałam się w myślach; widocznie te wtrącenie było już zbyt osobiste jak na tak luźną rozmowę, co zauważyłam dopiero, gdy usłyszałam jego mniej pewne słowa. Znów kogoś do siebie zraziłam w ciągu pierwszych minut znajomości. Idealnie. Pierwszy raz od paru tygodni miałam nawet dobry humor, który teraz zniknął, a jego miejsce zajął stres i... Nostalgia? Coś, co mnie nagle zasmuciło. Ale wystarczy się tylko wycofać... Z niepewnością zrobiłam krok w tył, nie spuszczając z niego wzroku. W ciągu tych paru sekund zrobiło mi się tak cholernie smutno... Przez odizolowanie się od ludzi nawet na tę paręnaście miesięcy zapomniałam, jak normalnie prowadzi się rozmowę. Bez stresowania się o wszystko, co się powie. Bez żałowania słów. Bez paranoi, że wyszłam na tą głupią w czyichś oczach.
Zatrzymałam się tuż po pierwszym kroku. Wycofywanie się było zbyt łatwe... Zbyt wygodne. Robiłam tak przy każdej pomyłce. Całe życie schodziłam wszystkim z drogi po każdym, jednym błędzie. Tak było najłatwiej. Najszybciej. O wiele mniej męcząco i stresująco niż dalsza rozmowa. Skoro i tak już się wystarczająco nienawidziłam - może chociaż raz zrobić coś wbrew sobie? Wbrew swojej wygodzie? Wystawić się na stres z premedytacją... W ciągu paru następnych sekund podjęłam decyzję. Ten jeden, pierwszy raz nie poszłam na łatwiznę.
W ciągu chwili zamaskowałam - choć pewnie nieudolnie - swój stres. Stanęłam prosto. Wyciągnęłam dłonie z kieszeni.
- W sumie... Pożyczysz mi jednego? - powiedziałam odrobinę wyższym głosem niż zwykle. Uniosłam jedną brew zachęcająco, by wyglądać na zdecydowaną i pewną siebie. Skoro papierosy trują, dlaczego miałabym nie truć samej siebie?"
Daniel?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz