+

Archiwum

Etykiety

Aleksandra (2) Alexandra (2) Allijay (2) Amelia (11) Ashley (9) Ashton (2) Aspen (6) Astrid (2) Aviana (1) Carmen (7) Carter (2) Cole (7) Cruz (1) Damien (2) Daniel (16) Delfina (2) Dezydery (1) Eden (3) Eleonora (2) Elizabeth (2) Gabrielle (3) Giselle (2) Gwen (3) Harry (3) Heather (6) Igor (1) Iris (1) Jack (2) Jean (1) Josephine (2) Leo (2) Liam (1) Luke (1) Maxine (3) Naomi (1) Naomi Sullivan (1) Nowa postać (50) Olivier (2) Raven (1) Rebeca (1) Skylar (1) Sophie (2) Steven (1) Thomas (2) William (1)

Popularne posty

Od Daniela CD. Alexandry

Końcówka papierosa rozżarzyła się jaśniejącym, wśród panującego dookoła mroku, światłem. Oparłem się o jedno z drzew rosnących w pobliżu jeziora i zamknąłem na chwilę oczy, zaciągając się fajką spoczywającą w moich ustach. Po całym dniu spędzonym w stajni nie mogę nie zapalić i nie pobyć chwilę samemu. Cholercia, brzmię w tym momencie jak gdyby odezwała się we mnie ta wrażliwa część mej osobowości (której przecież nie mam...), co to to nie. Obserwowałem z daleka molo, na którym mam w zwyczaju przeważnie siadać. Dzisiaj jednak – nie wiem, czy to ze zmęczenia czy zwykłego kaprysu – obrałem sobie za cel drzewo. opierając się o nie od strony jeziora. Miałem dzisiaj wyjątkowo zły humor, wkurwienie nie opuszczało mnie już od rana. Sprawca tego wszystkiego? Bez wątpienia moja matka, która musiała wetknąć swój wścibski nos w każdą minutę mojego dzisiejszego dnia. Żałosne. 
Dziwię się, że nie postanowiła śledzić mnie aż tutaj, nad jezioro, ale chyba aż tak nisko jeszcze nie upadła i wolała jednak dokończyć papierkową robotę w stajennym biurze. Chociaż tyle pozytywów dzisiejszego dnia. 
Upuściłem spalonego papierosa na ziemię, a następnie przydepnąłem go, by dogasić ledwo już buchający żar. Westchnąłem cicho, odbijając się lekko od drzewa, by skierować swoje kroki z powrotem w stronę stajni znajdującej się kilkaset metrów od mojej obecnej lokalizacji. Pech chciał najwidoczniej udupić mój dzisiejszy dzień jeszcze bardziej, bo gdy tylko znalazłem się na zarośniętej polnej ścieżce – poczułem, że coś we mnie uderza, a potem już tylko zduszone uderzenie o ziemię – na szczęście nie moje. Zwróciłem głowę w lewą stronę, szukając wśród ciemności przyczyny tej nagłej ,,stłuczki". Kiedy moje spojrzenie powędrowało nieco niżej, dostrzegłem na trawie zarys jakiejś osoby, a mimo panującego dookoła mroku – sylwetka postaci wydała mi się jakoś dziwnie znajoma. 
Wyciągnąłem w jej kierunku rękę, a ta odwzajemniła uścisk. Kiedy tylko zrównała się ze mną, rozpoznałem w niej tę nową, której nie pokazałem się dzisiejszego dnia z najlepszej strony. 
– Przepraszam... – szepnąłem, pozorując na twarzy minę zbitego psiaka. Normalnie pewnie bym to olał, ale nie chcę zrażać się w oczach tej dziewczyny. Może dlatego, że jest całkiem ładna? Och, Daniel, cicho.
– Nic się nie stało, to ja się zagapiłam – odparła, a na jej twarzy w żaden sposób nie malowała się złość czy irytacja. Dobrze, może w końcu jakaś normalna dziewczyna, która nie zacznie mnie od razu opierdalać o to, że "to zderzenie to tylko i wyłącznie moja wina, jestem debilem, który nie patrzy pod nogi i mam ją przeprosić!!!". Dobrze by było.
– Chodziło mi o sytuację w stajni, byłem trochę niemiły. Przepraszam, po prostu mam zły dzień – mruknąłem, przenosząc zakłopotany wzrok z powrotem na dziewczynę. Jej mina wyglądała na łagodną, więc najwidoczniej moje dzisiejsze chamskie odzywki nie zrobiły na niej największego wrażenia i postanowiła je olać. Już ją lubię. 
– Każdemu może się zdarzyć – wzruszyła tylko ramionami. Parsknąłem cichym śmiechem, unosząc równocześnie brwi. 
Weźmy porównajmy ją przykładowo do takiej Amelii Whitehall – jeśli tej powiedziałbym, że już na starcie jest spalona – zapewne przyłożyła by mi niemalże od razu, z powodu urażenia jej delikatnej dumy. 
– Jestem Daniel – powiedziałem, szczerząc się w kierunku dziewczyny. – Ten słynny syn właścicieli stajni – dodałem z przekąsem. Nie szczyciłem się tym ,,tytułem" – co to, to nie! To raczej miało być coś w stylu ,,Pewnie słyszałaś już o mnie jakieś dziwne pogłoski".
– A ja Alexandra, Alexandra Santiago.
– Santiago? Hej, czy to nie twój tata starto...
– Tak – przerwała mi, spuszczając wzrok na dół i wbijając go w czubki swoich sportowych butów. – Startował. – Z wielkim, gigantycznym naciskiem na startoWAŁ jako czas przeszły. Cholera, teraz to ja czułem się spalony na samym starcie. 
– Wybacz... nie powinienem – szepnąłem, drapiąc się po karku. – Biegasz? – Zmieniłem szybko temat, oczekując (pozytywnej, rzecz jasna!) reakcji dziewczyny.
– Trochę – uśmiechnęła się. – A ty...
– Nie, nie, nie – zaprzeczyłem, śmiejąc się przy tym. – Nie dbam o swoją kondycję, o zdrowie też nie, w szczególności płuca...  – Ostatnie trzy wyrazy wyszeptałem pod pozorem udania, że fakt, iż palę musi pozostać sekretem. Było to jednak wypowiedziane jedynie w celach komicznych, tak naprawdę miałem w dupie czy ktoś mnie zobaczy czy też nie. – Mogę potowarzyszyć ci jedynie marszem – uniosłem brew oczekując odpowiedzi dziewczyny.

Alexandra?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz



Szablon dostosowany do przeglądarki internetowej Google Chrome. ©Agata | WS | x x.