Spojrzałem na dziewczynę, a na moich ustach pojawił się mimowolny uśmiech. Niczym nie przypominała słodkiej i niewinnej istoty, za jaką ją uważałem. Muszę się w końcu nauczyć, żeby nie oceniać książki po jej okładce.
- Nie chcę zadzierać z tą sławną Heather O’connor, dlatego też… - przerwałem w połowie, po czym ukucnąłem i podniosłem rzuconego przeze mnie peta. – Podniosę to – dodałem po chwili pokazując na „znalezisko”, które znajdowało się w mojej ręce. Szybko się podniosłem, a następnie odgarnąłem z czoła niesforne kosmyki włosów.
Mój wzrok powędrował w kierunku dziewczyny. Stała z rękami założonymi na piersi i dumnie unosiła głowę. Można powiedzieć, że wygrała. Nieraz słyszałem, że czym ktoś niższy, tym bardziej potrafi zajść za skórę.
- Do zobaczenia – rzuciłem z lekkim uśmiechem w jej kierunku, po czym udałem się poszukać najbliższego kosza na śmieci.
Pierwsza noc w Amwell nie upłynęła mi szybko. Być może było to związane z moimi problemami ze snem, jednak wieczne przewracanie się z boku na bok było dość uciążliwe.
Za oknem nastał świt. Słońce zaczęło bardzo powoli wschodzić, a niebo przybrało kolor żółci. Zamknąłem moje zmęczone oczy. Czy będzie mi dane przespać w spokoju chociaż jedną noc?
Chociaż znajdowałem się w zupełnie w innym miejscu nie zamierzałem zaniedbywać swojego treningu. Narzuciłem na siebie pierwsze lepsze dresy i poszedłem pobiegać. Na zewnątrz było dość chłodno, pomimo słońca, które wychodziło już zza drzew.
Do swojego pokoju wróciłem spacerem. Nie wiedziałem jak chcę spędzić dzisiejszy dzień. Musiałem poznać nową okolicę, a także wybrać się do miasta.
***
- Hej mała – powiedziałem spokojnie dotykając pyska mojej klaczy. Wyglądała wspaniale jak zawsze. Powoli udałem się do siodlarni, aby przyszykować sprzęt. Tego dnia chciałem wykorzystać uroki Amwell i po raz pierwszy od dawna wybrać się w samotny teren.
Siodłanie i czyszczenie konia nigdy nie należały do moich ulubionych czynności. Ogon Antharis był cały w słomie, natomiast jej sierść w piasku.
- Czy zawsze muszę mieć przez Ciebie dodatkową robotę? – rzuciłem w kierunku mojego konia.
Po niespełna trzydziestu minutach Ant była gotowa do drogi. Nie przepadam za jazdą w kasku, jednak stwierdziłem, że wolę nie ryzykować i nie wracać do domu po niespełna jednym dniu.
Tereny były jeszcze piękniejsze niż przypuszczałem. W lesie znajdowało się wiele krętych dróżek, natomiast poprzewracane pnie drzew były doskonałą okazją do poskakania. W lesie było cicho, od czasu do czasu można było usłyszeć lekkie szmery, bądź śpiew ptaków. To właśnie takie chwile są godne zapamiętania. Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy ile traci przez to, że nie umieją się na chwilę zatrzymać. Jedna chwila może zupełnie odmienić nasze życie.
- Chyba czas wracać - westchnąłem, po czym poklepałem Antharis po szyi.
Powrót do Amwell zajął nam więcej czasu niż przypuszczałem. Wielu ludzi krzątało się po stajni, a konie już stały na padokach. Zszedłem z klaczy i zaprowadziłem ją pod jej boks. Wiedziałem, że dzisiaj muszę zrobić jeszcze dużo rzeczy, jednak w obecnej chwili nie miałem ochoty na żadną z nich.
Koło siodlarni zobaczyłem znajomą mi postać. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem.
- Hej O’connor – krzyknąłem w jej stronę, a ona momentalnie się odwróciła. Nie wyglądała na zadowoloną. Skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Wybierzesz się dzisiaj ze mną do miasta? Mam do pozałatwiania parę spraw, a jesteś jedyną osoba, do której się tutaj odzywam – dodałem z lekkim uśmiechem.
<Heather?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz