+

Archiwum

Etykiety

Aleksandra (2) Alexandra (2) Allijay (2) Amelia (11) Ashley (9) Ashton (2) Aspen (6) Astrid (2) Aviana (1) Carmen (7) Carter (2) Cole (7) Cruz (1) Damien (2) Daniel (16) Delfina (2) Dezydery (1) Eden (3) Eleonora (2) Elizabeth (2) Gabrielle (3) Giselle (2) Gwen (3) Harry (3) Heather (6) Igor (1) Iris (1) Jack (2) Jean (1) Josephine (2) Leo (2) Liam (1) Luke (1) Maxine (3) Naomi (1) Naomi Sullivan (1) Nowa postać (50) Olivier (2) Raven (1) Rebeca (1) Skylar (1) Sophie (2) Steven (1) Thomas (2) William (1)

Popularne posty

Od Naomi CD. Igora

Popatrzyłam się na chło­paka. Kimkolwiek był, musiał być tu nowy, bo pierwszy raz go widziałam. I powiedziała, że nie miał zielonego pojęcia o koniach, a przy­naj­mniej tak wyglą­dał.
– To Twój koń? – zapy­ta­łam ze zdzi­wie­niem.
– Tak jakby… – burk­nął. Iza­be­lo­wata klacz popa­trzyła na mnie swo­imi peł­nymi mądro­ści oczami.
– Co masz zamiar z nią robić?
Tak naprawdę mia­łam wielka chęć wsko­cze­nia na jego klacz i poga­lo­po­wa­nia w teren. Jed­nak widząc nie­zde­cy­do­wane oczychłopakaa i sierść kla­czy całą zakle­joną od brudu powiedziałam:
– Wyczyść ją!
– Świet­nie, tylko jak mam to zrobić? – powie­dział roz­draż­nio­nym gło­sem. Podeszłam do pojem­nika na szczotki i poda­łam mu jedną.
– Masz, wyczyść jej sierść – mruk­nę­łam. Chło­pak zaczął delikat­nymi ruchami czy­ścić konia. I wtedy dosta­łam histe­rycz­nego ataku śmie­chu.
– Co Ci się stało? – popa­trzył na mnie jak na wariata, ale wyrwa­łam mu szczotkę z ręki i poka­za­łam, jak się to robi.
– Tro­chę moc­niej. Tak w ogóle to jestem Naomi.
– Igor – na jego twa­rzy przez chwilę poja­wił się uśmiech. Musiałam powiedzieć, że całkiem dobrze radził sobie jak na pierw­sze czysz­cze­nie. A co do kla­czy, nosiła wdzięczne imię Viva la vida, co wyni­kało z tabliczki na jej bok­sie. Kiedy Vivi lśniła czy­sto­ścią, pode­szłam do sio­dlarni i przy­niosłamsio­dło.
– Skąd masz tą klacz? Nikt nie sprze­dałby jej komuś, kto w spra­wach koni jest zie­lony – zapy­ta­łam, po czym popra­wi­łam cza­prak na grzbie­cie konia.
– Nie kupi­łem jej, nie chcę się nią zaj­mo­wać. To zresztą nie mój rumak – bąk­nął nie­chęt­nie Igor.
– To po co robisz? Nie Twój koń, nie twój obo­wią­zek. Jeśli jesz­cze nie chcesz opie­ko­wać się tą kla­czą…
– To koń mojej kocha­nej sio­struni, wyje­chała na stu­dia. Oczy­wi­ście go nie sprzeda, bo jesz­cze nie będzie miała czym jeździć. No i oczy­wi­ście to właśnie ja muszę się nim opie­ko­wać, jak­bym był ide­al­nym wybo­rem, czło­wie­kiem, który choć tro­chę zna się na jeździec­twie. Teraz, zamiast robić coś przy­jem­niej­szego, muszę stać tu i czy­ścić jakąś klacz.
– Keep calm, Igor! Jestem pewna, że nie długo ją polu­bisz – właśnie pod­cia­gnę­łam popręg u Vivy, pokle­pa­łam ją po boku i była gotowa, żeby wyjść na jazdę – Może poje­dziesz ze mną na przejażdżkę?
– Ja? Ja nawet na konia ledwo wsiądę, jak mam poje­chać na niej gdzie­kol­wiek? Poza tym to nie moja klacz, nie mam zamiaru jeździć, póki nie muszę – wybuch­nął Igor.
– Pójdę po swo­jego wierz­chowca – rzu­ci­łam szybko i nie wzra­ca­jąc uwagi na jego odpo­wiedź poszłam po Ozzy­ego. Na szczę­ście byłam jasno­wi­dzem i zdą­ży­łam go wcze­śniej wyczy­ścić. Po chwili wró­ci­łam do chło­paka, trzy­ma­jąc kucyka za kan­tar.
– Ten konik to twój wierz­cho­wiec? Spo­dzie­wa­łem się cze­goś lep­szego – pal­nął zlo­śli­wie, ale poża­ło­wał.
– Tak? Ta Twoja nędzna klacz nie nadaje się nawet do szkółki! Szcze­rze Ci wspó­czuję, że musisz się nią zaj­mo­wać… – odcięłam się - możesz obrażać wszyst­kich i wszystko bez zarzu­tów, z wyjąt­kiem mnie i mojego konia.
– Ok, ok… to miał być żart.
– Jedziesz, czy nie? – skoń­czy­łam temat. Zresztą nie mia­łam zamiaru dłu­żej cze­kać.
– Masz zamiar poje­chać nie zakła­da­jąc sio­dła i ogło­wia?
– Jadę na cor­deo, jeśli nie widzisz. To mi w zupełno­ści wystar­czy.
– Jasne. Powiesz mi przy­naj­mniej, jak się kieruje koniem?
– Prawo – cią­gniesz prawą wodzę, lewo- lewą wodzę. Ruszasz przy­ci­ska­jąc łydki do boków konia, zatrzy­mu­jesz cią­gnąc obiema wodzami. Pro­ste, prawda?
Po chwili już w siodle zagłę­bia­li­śmy się w las. My, to zna­czy ja, Ozzy, Viva i Igor. Co do tego ostat­niego to jak na pierw­szą jazdę zna­ko­mi­cie sobie radził. Oczy­wi­ście jechali­śmy tylko stę­pem. Minęło już dobre pół godziny, zaczęło mi się naprawdę nudzić, choć cza­sami pró­bo­wa­łam przejść do kłusa. To uśpiło moją czuj­ność. Nagle nie­spo­dzie­wa­nie poja­wiła się siatka, któ­rej konie na pewno nie pla­no­wały. Mój kucyk zacwa­ło­wał w las, a ja ledwo utrzy­ma­łam się na jego grzbie­cie. I wła­ści­wie obeszło by się bez wpadki, gdyby nie to, że Ozzy na moje nieszczęście pędził cwa­łem właśnie na wielki wykrot. Nie zatrzy­mał się jed­nak przed prze­szkodą. Przez chwile mogłam sobie wyobra­zić, że mój kucyk rze­czy­wi­ście ma skrzydła, ale nie przed tym, co za chwilę nastąpi. Na kolejne nie­szczę­ście za wykro­tem było błoto, które pod­czas lądo­wa­nia pry­snęło mi pro­sto w oczy. To dla mojego zmy­słu rów­no­wagi było już za dużo. Znowu usły­sza­łam „Plask” i poczu­łam, że wła­śnie wpa­dłam w coś lepkiego.
Nie stra­ci­łam przy­tom­no­ści, bo podłoże świet­nie zamor­ty­zo­wało mój upa­dek, ale z to byłam cala uwa­lona w bło­cie.
„O czym Ty myślisz, prze­cież Ozzy mógł się poślizgnąć i zła­mać sobie nogę!” – krzyk­nę­łam w myślach. Otwo­rzy­łam oczy i zoba­czy­łam Ozzyego sto­ją­cego przy mnie, bez więk­szych ura­zów. Szep­nę­łam do konika:
– Ozzi, żyjesz?

<Igor? To już lepsze niż nic ;)>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz



Szablon dostosowany do przeglądarki internetowej Google Chrome. ©Agata | WS | x x.